Kolejnym etapem wakacji 2014 była Antwerpia - drugie największe
miasto Belgii, położone we Flandrii nad Skaldą. Miasto to wydało
na świat znanych artystów - Antoona van Dycka i Petera Paula
Rubensa, a także kojarzonych w Polsce piosenkarzy - Danzela oraz
Kate Ryan. Na etapie planowania nie byliśmy pewni, czy umieścić
Antwerpię na naszej liście do zwiedzenia, gdyż rywalizowała ona o
to z Brugią, jednak udało nam się ostatecznie odwiedzić obie
miejscowości, co niesamowicie nas cieszy. Mimo że w Belgii ustępuje
wielkością tylko Brukseli, to jednak, aby zwiedzić "pocztówkowe"
miejsca Antwerpii nie potrzeba ani wiele czasu, ani nawet zbyt wielu
biletów na komunikację miejską. Najważniejsze punkty położone
są od siebie w niewielkiej odległości, więc można dotrzeć do
nich bez problemu pieszo.
Jako że noc przed
Antwerpią udało nam się spędzić u znajomych rodziców W. w Achel
to, aby nie przepłacać za parkingi zostawiliśmy samochód na P+R
Linkerover, skąd udaliśmy się ku centrum. Pierwszym ważnym
elementem miasta, który napotkaliśmy był tunel świętej Anny,
który biegnie pod rzeką Skaldą i łączy właśnie dzielnicę
Linkerover z antwerpskim centrum. Wybudowano go ponad osiem dekad
temu - w 1933 roku. Przechadzka tunelem była dość orzeźwiająca,
gdyż panująca tam temperatura wynosiła ok. 18 stopni, podczas gdy
na powierzchni było ich grubo ponad 25. Aby dopełnić danych
statystycznych warto nadmienić, że zjechaliśmy na 31 metrów
poniżej poziomu morza, a tunel jest długi na 572 metry. Do lat
pięćdziesiątych ubiegłego wieku przejście (bądź przejazd
rowerem, gdyż właśnie te dwa sposoby umożliwiają jego
przekroczenie) było płatne. Na sam dół zjechaliśmy windą, na
górę postanowiliśmy wjechać zauważonymi dopiero na dole
niesamowitymi, drewnianymi (!), ruchomymi schodami, które zawiozły
nas na powierzchnię, abyśmy mogli podziwiać serce Antwerpii.
Tym, co po wyjściu jako
pierwsze przyciągnęło naszą uwagę były pozostałości kamiennej
twierdzy Het Steen. Jest to najstarszy budynek w całym mieście -
wybudowany został w latach 1200-1225. Od frontu wyglądający jak
zamek z bajki, po przejściu bramy przypomina jednak bardziej Forum
Romanum, gdzie bardziej można wyobrazić sobie to, co tam kiedyś
było, niż podziwiać aktualny wygląd tej budowli. A to dlatego, że
zamek będący kiedyś najważniejszym miejscem w mieście,
kontrolującym ruch na rzece, będący więzieniem, a także
zawierający najstarszy w mieście kościół, został w XIX wieku w
większości zniszczony, gdy nabrzeża były prostowane, aby
zatrzymać zamulanie Skaldy. Przy Het Steen można także przejść
się przez molo zdobione posągami lwów z przyjemnym widokiem na
przepływającą przez Antwerpię Skaldę. Właśnie tam zrobiliśmy
sobie chwilę przerwy, aby nasze nogi zmęczone już pięcioma
poprzednimi dniami intensywnego chodzenia, miały jeszcze siłę na
zwiedzenie reszty miasta.
Spacerując urokliwymi
uliczkami Antwerpii dotarliśmy aż na rynek, którego nie mogliśmy
podziwiać w pełnej okazałości ze względu na rozstawione
rusztowania. Takie już nasze szczęście, że często trafiamy w
takie miejsca w czas remontów... Jednak tym razem nie przeszkadzały
one aż nadto, gdyż mogliśmy ze spokojem podziwiać renesansowy
ratusz czy rzemieślnicze kamienice, a także fontannę Brabo, która
przedstawia legendarnego rzymskiego żołnierza, gdy wyrzuca dłoń
odciętą olbrzymowi Druonowi. Istota ta według legendy domagała
się opłaty od żeglujących przez Skaldę, a tym, którzy odmawiali
ucinała rękę. Jak widać, kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie.
Ratusz, obok którego nie da się przejść obojętnie, został
wybudowany w XVI wieku i uważany jest za jeden z najważniejszych
renesansowych zabytków w Beneluksie. Do dziś pełni on funkcje
administracyjne i jest siedzibą burmistrza oraz rady miasta.
Podczas naszej wizyty nie
mogło zabraknąć odwiedzenia katedry Najświętszej Maryi Panny.
Gdy okazało się, że odwiedzenie jej będzie kosztować nas 6€ od
osoby, postanowiliśmy się rozdzielić. Dziewczyny wybrały się do
domu Rubensa, który jak się potem okazało był zamknięty (jak w
każdy poniedziałek), a my postanowiliśmy zwiedzić katedrę od
środka. Po przekroczeniu szklanej bramki postanowiliśmy urozmaicić
sobie zwiedzanie grą w „znajdź Rubensa”. Gra polegała na tym,
że gdy któreś z nas widziało obraz, którego autorem mógłby być
flamandzki artysta, informował o tym, a potem sprawdzaliśmy na
tabliczce, czy ma rację. Ostatecznie wynik wyniósł 3 do 3, więc
można powiedzieć, że oboje odnieśliśmy sukces, a ponadto udało
nam się zobaczyć obrazy jednego z najwybitniejszych malarzy baroku.
Sam kościół pełni w tej chwili bardziej (albo i kompletnie)
funkcję muzeum niźli miejsca sakralnego, choć tematyka
„eksponatów” dotyczy bezpośrednio scen religijnych. Oprócz
swej zawartości katedra zwraca na siebie uwagę między innymi
przepiękną gotycką fasadą. Co ciekawe, jej budowa trwała 169
lat, co wraz z licznymi przebudowami spowodowało, że jej styl
opiewa się także na renesansie, baroku czy rokoko. Oprócz fasady i
obrazów znanych artystów warto zwrócić także uwagę na pięknie
zdobione tabernakulum w kształcie Arki Przymierza. O katedrze można
powiedzieć, że warta jest swojej ceny. Niestety w sposób dosłowny.
Można by powiedzieć, że
największym skarbem Antwerpii jest pewna ulica. W tym zdaniu jednak
metaforę ciężko odnaleźć, gdyż chodzi o Diamentową Uliczkę,
na której można znaleźć bogato zdobioną biżuterię z wieloma
szlachetnymi klejnotami, przy których dziewczyny zatrzymywały się
z podziwem, a P. na jej końcu musiał dobrą chwilkę poczekać, aż
w końcu do niego dołączą. Większość tych sklepów prowadzoną
była przez... Żydów. I to ortodoksyjnych - w garniturach,
jarmułkach i z pejsami. Już od średniowiecza panuje stereotyp, że
Żydzi mają głowę do interesów, a we współczesnej Antwerpii
znajduje to potwierdzenie. Można stwierdzić, że miasto cechuje się
wielokulturowością, gdyż można tam odnaleźć dzielnicę żydowską
oraz chińską.
Antwerpia zachwyca
zabytkami, wielokulturowością czy diamentami, jednak największą
frajdę sprawiło nam prawdopodobnie... oceanarium. Dla P. była to
pierwsza wizyta w takim miejscu, co było widać w jego zachowaniu,
gdy między innymi zapozował do zdjęcia tak, żeby wyglądało, że
rekin odgryzł mu rękę. W oceanarium znajdowały się nie tylko
ryby, ale również tropikalne gady i płazy, w tym wielka miłość
P. - iguany, które leniwie zwieszały się z gałęzi nad trasą dla
zwiedzających. Główną atrakcją jednak były akwaria z rybami z
niemal wszystkich zakątków świata. Jedno z nich było tak
przygotowane, aby pokazać wszystkich bohaterów filmu „Gdzie jest
Nemo?”. Można było spotkać także tarantulę, jej wyglądem
jednak zbytnio się nie zachwycaliśmy... Największe wrażenie
zrobił na nas jednak tunel, gdzie można było przejść się obok
rekina. I to nie jednego. Oglądane z dołu drapieżniki sprawiały
wrażenie ogromnych. Gdy jednak wyszliśmy z tunelu i spojrzeliśmy
na nie przez płaską szybę, nie wydawały się już takie ogromne.
No może poza pewnym żółwiem.
Na zakończenie naszej
wizyty z Antwerpią, a także Belgią zwiedziliśmy jeszcze miejscowy
dworzec, którego zachwycająca architektura spowodowała, że
nazywany jest Kolejową Katedrą. Ponadto nie było innego wyboru -
musieliśmy zjeść jeszcze prawdziwe, belgijskie frytki z budki, do
których rozmaitość sosów do wyboru powalała na łopatki. A same
frytki na plus. Szczególnie, w porównaniu z tymi polskimi,
fast-foodowymi. Zarówno one, jak i czekoladki, których z powodu
pobytu w Belgii także nie mogliśmy sobie odmówić, okazały się
znacznie tańsze niż w stolicy, ale równie pyszne. Kolejną noc
spędziliśmy u znajomych rodziców W. w Achel, gdzie mieliśmy
okazję zapoznać się z miejscową kuchnią, wspomaganą przez
polską gościnność, co wspominamy bardzo miło. Antwerpię
zapamiętamy także z innego powodu, powiązanego z naszą
fajtłapowatością, gdyż... nie mamy stamtąd ani jednego
wspólnego zdjęcia. Dlatego tym razem w pozdrowieniach znajdzie się
zdjęcie żółwi. Jest ich dużo i na pewno też serdecznie
pozdrawiają. Do przeczytania!
Z pozdrowieniami z Antwerpii - Żółwiki :) |
Żyjemy, żyjemy. Czas się w końcu obudzić, bo Pragi do Walencji nie napiszemy ;)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne miejsce! Wielkim plusem jest skoncentrowanie atrakcji i zabytków w jednym punkcie - wędrując między nimi można lepiej poznać architekturę Antwerpii i po prostu się przespacerować.
OdpowiedzUsuńA żółwiki przeurocze! :)
Świetny blog. Uwielbiam przeglądać zdjęcia na blogach podróżniczych.
OdpowiedzUsuńMiejsce naprawdę warte zwiedzenia. Ciekawe atrakcje, ładne widoki, więc jest co podziwiać i gdzie wypoczywać.
OdpowiedzUsuń