Drugi dzień zwiedzania
Warszawy zaczęliśmy od wymeldowania się z akademika, po czym
skierowaliśmy się w stronę Łazienek Królewskich. Gdy
przesiadaliśmy się na przystanku Warszawa Dworzec zaczepił nas
chłopak rozdający ulotki.
On: O hej. Cz wy właśnie
wróciliście z pielgrzymki?
My: (zaskoczeni) Tak...
On: I jak było?
W: Super.
On: Jak długo w sumie
szliście?
P: 12 dni.
On: 12 dni? Z Warszawy
zawsze mniej idą.
W: Aaaa.... To nie.
Myśleliśmy, że pytasz o naszą pielgrzymkę. My szliśmy z
gnieźnieńską. I już nam się wydawało, że czytałeś naszego
bloga i stąd wiesz.
P: A tu takie
rozczarowanie..
On. Nie no, nie
wiedziałem, ale stwierdziłem, że Was zapytam, bo wyglądacie jak
typowi pielgrzymi.
Pożegnaliśmy się z
gościem od ulotek, który jednak nigdy nie słyszał o naszym blogu.
Z "Typowych pielgrzymów" śmialiśmy się jeszcze długo.
Tymczasem wzywały nas łazienki. Ale nie chodzi tu o toaletę, tylko
zespół pałacowy-parkowy z XVII wieku, który został założony z
inicjatywy króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Niestety nasz
grafik był zbyt napięty byśmy mogli zwiedzić tam wszystko, więc
ograniczyliśmy się tylko do Pałacu na Wodzie. W cenie biletu
dostaliśmy audioprzewodniki, dzięki którym mogliśmy w pełni
poznać historię tego miejsca. Niesamowita liczba przeróżnych,
pięknych obrazów, bogato zdobionych mebli nas zachwyciła.
Najbardziej w pamięć zapadły jednak dwie rzeczy - kafelki, z
których każdy miał na sobie inny, ręcznie wykonany rysunek oraz
narcyzm Poniatowskiego, który Aresowi, symbolowi męstwa przypisał
swoją twarz. To, co dla Parku Łazienkowskiego jest dość
charakterystyczne to biegające wszędzie wiewiórki. Niestety nasze
rudowłose koleżanki poruszają się tak szybko, że bardzo ciężko
było uchwycić je na zdjęciu. Udało się to tylko dzięki pewnemu
panu, który dokarmiał je orzeszkami :)