Rzym - miasto, którego
nikomu chyba nie trzeba przedstawiać. Stolica i największe miasto
Włoch. Miejsce, w którym gdziekolwiek spojrzysz, widzisz historię,
kolebkę naszej kultury. Miasto to jest położone nad rzeką Tyber,
na siedmiu wzgórzach. Dzięki temu łatwo zapamiętać datę jego
założenia, bo na siedmiu wzgórzach Rzym się piętrzy (753
p.n.e.). Według legendy został założony przez Romulusa wraz z
bratem Remusem, którego w sumie dość szybko zabił. Wiecie...
władza i te sprawy.. ;) My mieliśmy okazję odwiedzić to miasto na
przełomie 2012 i 2013 roku z okazji 34. Europejskiego Spotkania
Młodych Taize. Uczestniczyliśmy w nim w grupie z Chodzieży (w
składzie Agata, Marysia, Iza, Adrian, Patryk, Dominik, Maciej i
oczywiście my), czyli rodzinnego miasta P. Razem z nami jechali
także znajomi z Gniezna, Wągrowca, Kleczewa czy Pakości.
Podróżowaliśmy autokarem (w sumie to nawet dwoma) i jazda trwała
prawie 24 godziny. Trwało by to krócej, gdyby nie najzwyklejsza w
świecie złośliwość rzeczy martwych, czyli popsuta wycieraczka,
przez którą wyjazd opóźnił się o godzinę i pęknięty pasek
klinowy, który spowodował jeszcze jedną godzinę opóźnienia.
Spodziewaliśmy się, że długą podróż zrekompensują nam widoki,
które moglibyśmy podziwiać przez całą drogę. Jednak w
większości ograniczały się one do obrazu mijanych kilometrów na
autostradzie. Nie udało nam się niestety również zobaczyć Alp,
bo za szybą panował nieprzenikniony mrok, wśród którego
dostrzegaliśmy tylko ich ledwie widoczne zarysy. Nie robiliśmy
nawet zdjęć bo ciemność to my mamy też w Polsce. Z Rzymu
pochodzi wiele sławnych osób. Nie licząc Juliusza Cezara,
Wergiliusza czy Seneki, są nimi między innymi piłkarze 2 znanych
klubów - AS Romy i Lazio. Dużo problemów spowodowało nam znaleźć
jakiegokolwiek pochodzącego z Rzymu (i żyjącego..) muzyka, jednak
kilkadziesiąt minut poszukiwań i pomoc naszych mam, spowodowała,
że odkryliśmy Ennio Morricone i Claudio Baglioniego, których
muzyki możemy posłuchać po naciśnięciu na nazwisko.
Od samego początku
okazało się że Rzym będzie dla nas miastem oczekiwania i stania w
kolejkach. Zaczęło się niewinnie od czekania 20 minut na pociąg,
co przerodziło się w wijącą się między kilkoma budynkami
kolejkę o nocleg, a skończyło się na dwugodzinnym oczekiwaniu na
odebranie posiłku. Gdy już zostaliśmy skierowani do naszego lokum,
okazało się, że w tysiąc osób jesteśmy rozdysponowani na dwie
podzielone hale (mężczyźni-kobiety) z.. 8 prysznicami i niewielką
ilością toalet. Jakimś cudem udało nam się szybko wykąpać,
zanim wszyscy się zeszli. W przenośnych łazienkach można było
nawet dostosować sobie ciepło bieżącej wody. Od zimnej do
lodowatej. Czuliśmy się przez chwilę, jak w Epoce Lodowcowej.. Co
część z nas przyjęła z ogromnym przerażeniem, na halach nie
było gniazdek z prądem. Gdy już obszukaliśmy wszystkie ściany i
doszliśmy do wniosku, że jedyne gniazdka są w budkach z
prysznicami, po wykonaniu ostatnich telefonów do rodzin, przekonani
byliśmy, że żegnamy się ze światem na tydzień, więc
wyłączyliśmy telefony by oszczędzać baterie. Jak się okazało,
strach ma wielkie oczy, ewentualnie można powiedzieć, że grupa z
Chodzieży ma wielkie szczęście. Już następnego dnia udało nam
się przenieść na inny nocleg do szkoły, gdzie i woda była
cieplejsza, i ludzi mniej, i nawet gniazdka z prądem działały. Nie
było to jednak siódme niebo, czego doświadczyli chłopacy, w tym
P., którym w nocy pijani Hiszpanie porozrzucali po sali papier
toaletowy, radośnie przy tym śpiewając. Gdy po chwili się
uspokoili to postanowili każdy możliwy ruch ze śpiworów
komentować zdaniem "sh... I'll kill you". Każde
udogodnienia mają swoją cenę, a my byliśmy gotowi ją zapłacić.
W zamian za dostęp do prądu i ciepłej wody, z chęcią zostaliśmy
drużyną śniadaniową. Wstawaliśmy kwadrans wcześniej niż inni i
na dziedzińcu szkoły rozdawaliśmy naszym współlokatorom
codziennie to samo - dżem, bułki i sok z czerwonych pomarańczy.
Jako, że jedzenia było sporo to z czasem na pytanie "Ile można
wziąć?" odpowiadaliśmy "Jeden soczek, dwa dżemy, a
bułek dwadzieścia". Dzięki tej humorystycznej wstawce i
sprawności działań skład Iza, Dominik, Patryk i my został
określony jako the best breakfast team czym
chcielibyśmy się Wam skromnie pochwalić :)
Mimo zmęczenia, jeszcze
pierwszego wieczora wybraliśmy się na zwiedzanie i skierowaliśmy
swe kroki do Bazyliki św. Jana na Lateranie. Była ona rezydencją
kolejnych papieży od 313 roku, aż do momentu gdy w 1308 roku
została spalona, a papież Grzegorz XI przeniósł siedzibę na
Watykan. Obecny wygląd świątynia przyjęła w 1646. Jej przebudowy
podjął się Francesco Borromini. To, co przyciąga uwagę
najbardziej to znajdujący się w centrum świątyni ołtarz
papieski. Zawdzięcza swoją nazwę temu, że tylko papież może
sprawować przy nim Mszę Świętą. Kiedyś robił to znacznie
częściej. Jednak teraz możemy go tam spotkać raczej tylko w
Wielki Czwartek. Opis tego miejsca ze względu na dużą ilość
ciekawych obrazów czy rzeźb, a także zdobionych podłóg i sufitów
mógłby się i nigdy nie skończyć, a wszystkie byśmy Wam nie
przedstawili. Dlatego proponujemy wybrać się tam na Wirtualny Spacer, który pozwala internaucie zobaczenie bazyliki z 13 różnych
miejsc.

Miejscem, które
najczęściej dane nam było widzieć podczas naszej podróży było
Koloseum, czyli niegdysiejszy amfiteatr, wzniesiony pod koniec I
wieku naszej ery przez cesarzy z dynastii Flawiuszów. Na tej
niesamowitej arenie starożytni Rzymianie oglądali zazwyczaj
śmiertelne pojedynki gladiatorów i dzikich zwierząt. A wszystko to
na koszt cesarza w myśl okrzyku panem
et circenses
czyli "chleba i igrzysk". Koloseum miało 80 wejść
pozwalających na sprawne wpuszczanie do środka 55 tysięcy widzów.
Do dzisiaj wzorują się na tym systemie piłkarskie stadiony. Dziś
działa tylko jedno spośród nich, przez co kolejka do Koloseum to
jedna z najdłuższych, jakie widzieliśmy w Rzymie. Przez wzgląd na
nią nie mieliśmy okazji wejść do środka, gdzie znajduje się
krzyż, stanowiący upamiętnienie mordów dokonywanych na
chrześcijanach. Jak możemy tam trafić? Najłatwiej poprzez metro,
którego stacja znajduje się przy samej arenie. Gdy tylko wychodzisz
z podziemi, widzisz ogromną budowlę, której po prostu nie da rady
przeoczyć. Właśnie to doprowadziło wśród naszej grupy do żartu,
który przez całą podróż robił furorę. Podpuszczaliśmy siebie
nawzajem, żeby podejść do losowej osoby i spytać się, gdzie
właściwie znajduje się to Koloseum. Niestety nikt z nas, nie
odważył się na to.. Koloseum w dzisiejszych czasach wykorzystywane
jest przede wszystkim jako miejsce turystyczne. Spełnia jednak
jeszcze jedną rolę. Co roku, od połowy XVIII wieku odbywa się
tutaj wielkopiątkowa Droga Krzyżowa, prowadzona przez papieża
Jest to jeden z wielu obiektów, który wzbudzał szczery zachwyt w
W. zafascynowanej starożytnością. Widząc je była uradowana do
tego stopnia, że w podskokach podbiegła do niego krzycząc:
"Dotykam tych samych kamieni, co starożytni Rzymianie!".
Niedaleko tej budowli znajduje się Łuk Konstantyna wybudowany w
celu uczczenia jego zwycięstwa nad Maksencjuszem. Warto obejrzeć
płaskorzeźby znajdujące się na nim, przedstawiające fragmenty z
życia imperium Rzymu, a także sceny mitologiczne.
Jako, że Rzym można spokojnie określić jako miasto wszelakich
świątyń to kolejnym zwiedzonym miejscem jest
Bazylika Najświętszej Maryi Panny Powyżej Minerwy. Z zewnątrz
wygląda bardzo niepozornie, dlatego trudno było znaleźć nam ją
krążąc wśród plątaniny wąskich rzymskich uliczek i placyków..
Nawiązując do nazwy świątyni (Santa Maria sopra Minerva)
zaczęliśmy żartować, że przez Maria Minerva, Marysia ma nerwa.
Po kwadransie poszukiwania i dzięki pomocy kilku(nastu) przechodniów
udało nam się dotrzeć i do tego kościoła. Nie ocenia się
książki po okładce, ani kościoła po fasadzie. To sparafrazowane
powiedzenie można zastosować i do tego przypadku, gdyż skromna z
zewnątrz, skrywała bardzo bogato zdobione wnętrze, w którym
szczególną uwagę powinno się zwrócić na rzeźbę autorstwa
samego Michała Anioła, przedstawiającą Chrystusa Odkupiciela.
Ołtarz Ojczyzny, popularnie nazywany il Vittoriano to duża budowla
wykonana z białego marmuru znajdująca się nad placem Weneckim.
Jest ona pomnikiem króla Wiktora Emanuela II - pierwszego władcy
zjednoczonych Włoch, który panował państwem w połowie XIX
wieku.
Il Vittoriano pełni także funkcję Grobu Nieznanego Żołnierza. Płonie przy nim wieczny ogień i trzymają przy nim wartę żołnierze. W jego wnętrzach znajdują się rozmaite muzea, do których niestety nie mieliśmy okazji zawitać. Rzym jest wielki i wszystkiego nie da się zobaczyć.. A szkoda, bo są tam między innymi zbiory ukazujące historię zjednoczenia Włoch. Budowla ta wywołała i wywołuje jednak kontrowersje wśród mieszkańców miasta. Uważany jest za pompatyczny, zbyt duży, a jego konstrukcja zniszczyła dużą powierzchnię Kapitolu.
Il Vittoriano pełni także funkcję Grobu Nieznanego Żołnierza. Płonie przy nim wieczny ogień i trzymają przy nim wartę żołnierze. W jego wnętrzach znajdują się rozmaite muzea, do których niestety nie mieliśmy okazji zawitać. Rzym jest wielki i wszystkiego nie da się zobaczyć.. A szkoda, bo są tam między innymi zbiory ukazujące historię zjednoczenia Włoch. Budowla ta wywołała i wywołuje jednak kontrowersje wśród mieszkańców miasta. Uważany jest za pompatyczny, zbyt duży, a jego konstrukcja zniszczyła dużą powierzchnię Kapitolu.
Każdy,
kto oglądał
Rzymskie
wakacje
z Audrey Hepburn zna miejsce, które teraz opiszemy. Fontanna di
Trevi to obowiązkowy punkt programu każdej wycieczki po Rzymie.
Została ona zbudowana z inicjatywy Klemensa XII, a o tym jak ona
będzie wyglądać zdecydował konkurs, który wygrał Niccolo Salvi
i to jego dzieło możemy podziwiać po dziś dzień. Zasila ją woda
doprowadzona akweduktem, zbudowanym już w 19 roku przed naszą erą.
Cechuje ją styl barokowy. W centrum znajduje się Neptun i dwa
trytony, które symbolizują Kastora i Polluksa. Rzymski bóg mórz i
żeglarzy znajduje się w rydwanie, w którym ma zaprzężone dwa
hippokampy. Jeden z pół ludzi, pół ryb usiłuje uspokoić
szarpiącego się morskiego rumaka, a obok drugiego stoi spokojne i
uległe zwierze. Ma to obrazować dwa różne oblicza morza. Nazwa
fontanny pochodzi od żeńskiego imienia Trevia. Tak nazywała się
dziewczynka, która odkryła źródło zasilające fontannę. Stąd
też pochodzi nazwa tego wodociągu (Acqua Virgo - dziewicze wody).
Scena ta również jest przedstawiona na jednym z reliefów fontanny,
gdzie widać dziewczynkę wskazującą palcem na wypływającą wodę.
Fontanna di Trevi to także miejsce, do którego podróżujący
wrzucają monety, jeśli chcą wrócić do Rzymu, co oczywiście
uczyniliśmy. Oprócz tego, to także jedna z bardziej romantycznych
miejscówek w tym mieście. Szczególnie wieczorem, gdy nie ma już
tylu ludzi wokół. Romantyczna atmosfera skłoniła P. do
spontanicznego zakupienia ślicznej róży, którą ofiarował
ukochanej. W. z początku nie wiedziała co ma zrobić i zaniemówiła
(co wcale nie zdarza jej się często). Z wdzięcznością przyjęła
kwiatek i bardzo ładnie podziękowała.
Rzym
to miasto tak piękne, że aż żal nie wykorzystać spędzanego w
nim czasu na spacer. Nie jest to może najszybszy sposób
przemieszczania z miejsca na miejsce, ale na pewno dostarcza więcej
wrażeń niż podróż metrem. My wykorzystaliśmy to, wybierając
się całą grupą do Watykanu (o którym opowiemy w osobnej notce),
przechadzając się nad przepływającą przez Rzym rzeką Tyber. Ta
przechadzka pozwoliła nam ujrzeć niezwykłość Rzymu w pełnej
okazałości. Tylko tu budynki starożytne stoją tuż obok
średniowiecznych, a uliczkę dalej znajdują się domy zbudowane w
XXI wieku. To magiczne miasto kontrastów, w którym stare przeplata
się z nowym, miejscowe z zagranicznym, chrześcijaństwo z religiami
starożytnymi. A najpiękniejsze jest to, że wszystko co wchodzi w
skład tego kolażu, nie walczy ze sobą, a się dopełnia, tworząc
harmonijną całość. Takie rzeczy tylko tu - w Rzymie :) Dzięki
temu spacerowi udało nam się poznać kilka miejsc, do których
pewnie byśmy nigdy nie trafili. Jednak w pewnym momencie
stwierdziliśmy, że nie będziemy już wchodzić do każdego ładnie
wyglądającego kościoła, bo jest ich tak wiele, że nigdy nie
dotarlibyśmy do celu.. W tym mieście co drugi ładny budynek to
kościół. A tam jest bardzo dużo ładnych budynków. Macie nasze
słowo..
Jednym z nich był Castel Sant'Angelo, czyli
Zamek św. Anioła. Jest to grobowiec przeznaczony dla cesarza
Hadriana, który wzniesiono pod koniec jego życia. Pochowano w nim
między innymi Marka Aureliusza. Od 608 roku papież Bonifacy IV
wzniósł w nim kaplicę Świętego Anioła w Niebie, dzięki czemu
zawdzięcza swoją nazwę. My jednak nie mieliśmy okazji go
zwiedzić, tylko mogliśmy podziwiać budowlę z daleka.
Jako,
że jesteśmy we Włoszech, a kuchnia włoska jest jedną z
najbardziej znanych na świecie to chcielibyśmy Wam przedstawić,
jakie smaki tam poznaliśmy. Ale może zaczniemy od tego co smakowało
nam najmniej, a mowa tu o... kasztanach. Wieczorami można kupić je
prawie na każdym rogu. Wyglądają jak duże orzechy laskowe, pachną
tak, że aż ślinka cieknie, ale ich smak, delikatnie mówiąc,
jest rozczarowujący. Skoro podzieliliśmy się już z wami naszą
niechęcią do kasztanów, możemy przejść do naprawdę pysznych
rzeczy. Tym, co w Rzymie można spotkać na każdym rogu są wózki
czy budki z kanapkami Widząc taki nie wahajcie się poprosić o
panini. Są to pyszne kanapki, podawane zazwyczaj na ciepło z serem
mozzarellą i innymi dodatkami jak np. kurczak, salami czy pieczarki.
W poznawanie nowych smaków idealnie wpasowało się danie z...
bakłażana (nie Patryk, to nie jest ptak). Obiady, które codziennie
dostawaliśmy na Circo Massimo były naprawdę pyszne, a także - co
ważne na przykład dla Izy – wegetariańskie i warto było czekać
na nie wśród ogromnej kolejki wygłodniałych ludzi. Pośród
otrzymanych potraw, właśnie ta wyróżniała się najbardziej.
Początkowo nie wiedzieliśmy, co to, gdyż na opakowaniu napisane
było melzanze, ale W. dzielnie szukając w swoich rozmówkach,
odkryła, że jest to właśnie bakłażan. Do tego przygotowany
naprawdę wyśmienicie. Wyjazd do Włoch w ogóle się nie liczy
jeśli nie spróbuje się tamtejsze pizzy. My również nie mogliśmy
opuścić wiecznego miasta, nie próbując jej. Historia tego dania
jest bardzo interesująca. Dawniej były to cienkie placki z dużą
ilością oliwy, ale z niewieloma dodatkami takimi jak ser, mięso
czy warzywa. Z czasem jednak danie to zasmakowało również ludziom
z "wyższych sfer" i pizza, jak jej zjadacze, stawała się
coraz grubsza i bardziej przeładowana dodatkami. Dziś naprawdę
ciężko znaleźć pizze w formie cienkiego placka, podobnego trochę
do podpłomyka, a nie ciężkiej drożdżowej buły z mnóstwem
wszystkiego. Jednak w Rzymie wszystko jest możliwe i prawdziwej
pizzy również udało nam się zasmakować. W. jest zdania że taka
jest najlepsza na świecie, a według P. jednak czegoś w niej
brakowało (konkretnie większej ilości dodatków..). Każdemu się
nie dogodzi. Na wyjeździe nie można się było obyć również bez
makaronów. Mieliśmy okazję spróbować pysznej lasagni, w której
było tyle sera że się w głowie nie mieści. Na szczęście
mieściło się na talerzu i w brzuchach. A po takich konkretach pora
na coś słodkiego. Ponieważ w klimacie śródziemnomorskim, nawet
zimą temperatura sięga dwudziestu paru stopni, koniecznie trzeba
zasmakować we włoskich lodach. Śmietankowe, o kremowej
konsystencji i wyraźnym smaku to raj dla podniebienia, to samo tyczy
się innego słodkiego deseru, czyli tiramisu, składającego się z
biszkoptu, kawy oraz serka mascarpone.
![]() |
Z pozdrowieniami z Rzymu, W. i P.
|
Ciąg dalszy nastąpi.. Druga część Pocztówki z... Rzymu już za dwa tygodnie! "Do przeczytania"!
Naprawdę jechaliśmy tylko 24 godziny? :o :d
OdpowiedzUsuńWyjeżdżaliśmy o 6 chyba, a w Rzymie też byliśmy jakoś rano. Może było trochę więcej, ale raczej około tych 24 godzin było
OdpowiedzUsuńDziękuję za wirtualną podróż po Rzymie ,żałuję że nie byłem
OdpowiedzUsuńjej uczestnikiem ,mam nadzieję że tam pojadę.
Piotrek, twój uśmiech jest zabójczy! :) Bardzo ładnie prowadzony blog, podoba mi się!
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł z tymi pocztówkami :). Miło powspominać Rzym, a przynajmniej wyczerpującą drogę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
Super, niedługo wybieramy się do Rzymu, więc Wasza relacja się przyda;)Mam nadzieję, że pod koniec października będzie tam jeszcze trochę słońca...
OdpowiedzUsuńFajnie, że nas odwiedziłaś. Rzym to bardzo piękne miejsce i polecamy je z całego serca :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy,
Wiktoria i Piotr