Po
11 dniach drogi, bólu nóg, pęcherzy i innych dolegliwości
dotarliśmy na Jasna Górę. Jest to sanktuarium prowadzone przez
zakon ojców Paulinów w Częstochowie. Najważniejsze centrum
pielgrzymkowe w Polsce, gdzie znajduje się obraz Matki Boskiej
Częstochowskiej. Gdy tylko już powstaliśmy z ziemi czekało nas..
czekanie. Aż dotrą wszystkie grupy i aż złożony zostanie krzyż.
Jako, że w tym roku zarówno grupy promieniste, jak i kolorowe
wchodziły razem do Częstochowy to po złożeniu krucyfiksu ustawiła
się kolejka do kaplicy Cudownego Obrazu. A że łącznie było ich
27, a my zostaliśmy wyznaczeni jako 3 od końca, to zamiast czekania
w skwarze zdecydowaliśmy się na zakwaterowanie w seminarium, a
dopiero po tym na powrót do sanktuarium. Z jednego powodu uważamy,
że pomysł o wejściu wszystkich grup jednego dnia jest dobry, bo
pokazuje m.in. jedność kościoła. Niestety, organizacyjnie i
logistycznie nie wyszedł.
W końcu, rozpakowani i zakwaterowani udaliśmy się tam, gdzie przez
cały ten czas zmierzaliśmy. Kaplica Cudownego Obrazu, a właściwie
Kaplica Matki Boskiej Częstochowskiej to miejsce bardzo ważne dla
każdego pielgrzymującego do Częstochowy. To właśnie tam zanosi
się swoje modlitwy, podziękowania czy prośby. Jej historia
rozpoczęła się w latach 1367-1372, gdy książę Władysław
Opolczyk sprowadził z Węgier do Polski Paulinów. Od tamtego czasu
sprawują oni opiekę nad Obrazem i Sanktuarium. Co prawda, emocje
zdążyły już trochę opaść, ale kiedy już klęknęliśmy przed
Cudownym Obrazem, wszystko na nowo wróciło. Pierwszym, co rzuca się
w oczy po przekroczeniu progu kaplicy jest oczywiście schowany za
kratami obraz. Sama kaplica, również jest warta uwagi. Fragmenty
ścian i sklepienie pokrywają piękne freski, wykonane
najprawdopodobniej przez Tomasza Dolabelli. Ściany od podłogi aż
po sufit obwieszone są wotami. Złotymi, srebrnym i bursztynowymi
wisiorami, medalami i różańcami, a także tym co wzrusza
najbardziej - kulami. Aby bliżej zobaczyć sam obraz, trzeba przejść
przy nim na... kolanach. Pochodzenie obrazu nie jest do końca znane.
Według legendy jest on dziełem świętego Łukasza Ewangelisty,
sporządzony na fragmentach stołu, przy którym posiłki spożywała
Święta Rodzina. Dziś w Kaplicy nikt niczego nie je, a Obraz,
naznaczony dwoma bliznami czczony jest przez pielgrzymów z całego
świata. Ze względu na wiele łask otrzymanych przez pątników,
został koronowany na mocy aktu wydanego przez papieża Klemensa XI w
1717 roku. Kiedy już na klęczkach przejdziemy za bramę, możemy
dostrzec dowód na to, że Maryja faktycznie jest królową Polski, a
mianowicie berło i jabłko - insygnia władzy - podarowane przez
polskie kobiety 3 maja 1926 roku. Jeśli przyjrzymy się jeszcze
dokładniej, nie trudno jest dostrzec inne dary dla Matki Boskiej:
złota róża podarowana przez papieża, złote serce z napisem
„Totus Tuus”, a także zakrwawiona stuła – dary Jana Pawła II.
Po
powstaniu z kolan swoje kroki kierujemy do Bazyliki Znalezienia
Krzyża Świętego i Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Jest
ogromna i swoimi rozmiarami przypomina W. hangar dla helikoptera, a
to wszystko przez brak ławek. Obecna świątynia pochodzi z 1690
roku i zbudowana jest w stylu barokowym z cechami rokokowymi. Nawa
główna, o sklepieniu kolebkowym ma 29 m wysokości. Warto zwrócić
w niej uwagę na ołtarz główny z 1728 roku, który przedstawia
Wniebowzięcie Matki Boskiej. Pochodzi on z 1728 roku i wykonany
został przez Jana Karingera. Po jego bokach znajdują się figury
świętych Piotra i Pawła, a po prawej stronie stoi tron biskupi z
XIX wieku. Wartym wspomnienia są także organy - jedne z
największych w Polsce, a posiadające aż 85 głosów.
Jeśli
chcesz zobaczyć, jak wygląda Częstochowa z góry to najlepiej
nadaje się do tego wieża na Jasnej Górze. Tylko, że najpierw
trzeba na nią wejść, a nas bolały nogi. Ale i tak weszliśmy i
żadne z nas tego nie żałuje. Może poza Filipem, który
stwierdził, że napatrzył się już z dolnego piętra i na wyższe
już się nie będzie fatygował. Widok naprawdę robi wrażenie.
Panorama Częstochowy, wałów, czy przechodzący Bartek z Karoliną
to to, co zachwycało nasze oczy. Gdy się już napatrzyliśmy,
trzeba było zejść. Tym razem P., aby zapomnieć o tym, że idzie
po schodach, a to odczuwają jego stopy, zaczął liczyć stopnie.
Naliczył ich 210. Gdy ostatni z nich został policzony,
zakończyliśmy naszą krótką przygodę z jasnogórską wieżą.
Udaliśmy
się więc na ogólnopielgrzymkową drogę krzyżową, która
odbywała się na wałach. Na przedzie szedł krzyż. Ale nie byle
jaki. Był to krzyż pielgrzymki, złożony przez wszystkie grupy.
Każda z promienistych niosła kawałek drewna, natomiast kolorowe
pasyjkę, którą wymienialiśmy się na poszczególnych etapach.
Oprócz przeżyć duchowych związanych z tym nabożeństwem,
mieliśmy także okazję podziwiać wały. Wielkie wrażenie robią
poszczególne stacje drogi krzyżowej, czyli rzeźby ukazujące 14
stacji męki Chrystusa. Stworzone zostały na początku XX wieku
przez wybitnego rzeźbiarza Piusa Welońskiego, według projektu
Stefana Szyllera, a fundatorem każdej z nich, jest ktoś inny.
Bardzo podobał nam się także widok na aleję, na której
powywieszane są flagi. Nasz podróżniczy zmysł już zaczął
marzyć o zwiedzaniu poszczególnych państw...
Ostatnim
punktem naszego jasnogórskiego zwiedzania był skarbiec. Wiąże się
z tym ciekawa historia, o której W. wolałaby nie wspominać, ale P.
błyszczą aż się oczy, żeby o tym napisać. Na Jasnej Górze,
jako, że jest to miejsce kultu pielgrzymów nie tylko z Polski,
wszystkie zabytki oznaczone są w dwóch językach. Także i tutaj
widniały dwie nazwy - polski - skarbiec, i angielskie - treasury. W.
natomiast nie mogła pojąć, kim jest ten Treasura i dlaczego miał
tu swój skarbiec... P. uświadamiając ją, zniszczył całe jej
dzieciństwo. W skarbcu można znaleźć między innymi jedną z
sukienek Maryi z Cudownego Obrazu. Oprócz tego oczywiście całą
masę podarowanej przez wiernych biżuterii, różańców (w tym
jeden od Marii Skłodowskiej-Curii). Odnaleźć także można różne
liturgiczne przedmioty jak ornaty, monstrancje czy świeczniki.
Wszystko ładnie, bogato zdobione. I nietykalne. Gdy tylko Twoja ręka
zbliża się do gabloty, ochroniarz podchodzi i każe Ci wyjść
przed budynek i zobaczyć tabliczkę, że nie można niczego tknąć.
W
Częstochowie zostało nam wiele do zobaczenia, tak samo jak na
Jasnej Górze. Na pewno tu wrócimy. Mamy nadzieję że... pieszo :)
Dlatego z pewnością to nie ostatnia nasza Pocztówka z tego miasta.
Gdy tylko uda nam się zobaczyć Muzeum Zapałek, Starówkę i kilka
innych miejsc to napiszemy notkę z całej Częstochowy. Tym razem więc
postawiliśmy na samą Jasną Górę, z której wróciliśmy do domów
autobusem. Śmialiśmy się, że to były nasze dwa najdłuższe
etapy, przedzielone króciutkim postojem. Jeszcze raz dziękujemy
wszystkim za wspólne pielgrzymowanie, a dla czytających
zamieszczamy mały apel, pośród zdjęć ostatniego akapitu ;)
Pozdrawiamy z Jasnej Góry i „do przeczytania” za dwa tygodnie! :)
![]() |
Z pozdrowieniami z Jasnej Góry - W. i P. :) |
Rozumiem, że Wasze ręce "zbliżyły się do gabloty, podszedł ochroniarz i kazał wyjść przez budynek, by zobaczyć tabliczkę, że nie można niczego tknąć"?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :) - ze względu na tymbarka, rzecz jasna.
Konkretnie to ręce Stacha, nie nasze :p
OdpowiedzUsuńNareszcie nasz tymbarkowy apel spełnił swoje zadanie. Dzięki Iza! :)