niedziela, 18 sierpnia 2013

Pocztówka z... pielgrzymki



Jako, że hasło naszego bloga Idziemy razem przez świat zobowiązuje, to postanowiliśmy wyruszyć do Częstochowy. Pieszo. Tego lata po raz drugi w życiu wybraliśmy się na Piesza Pielgrzymkę Archidiecezji Gnieźnieńskiej (PPAG) z grupą fioletową z Wągrowca. Jak czasem żartowaliśmy to najdłuższy spacer za rękę, jaki kiedykolwiek odbyliśmy, bo mający prawie 350 km. Dlatego, że łącznie z powrotem, dni w trasie spędziliśmy 12, czyli dokładnie tyle ile jest grup kolorowych, postanowiliśmy sobie za cel każdego dnia rozdawać wizytówki innej grupie, aby wszyscy dowiedzieli się o tej notce. Razem z ponad 80-osobową grupą pod przewodnictwem księdza Mariusza Orlikowskiego, z którym nie można się nudzić, odbyliśmy drogę, dzięki której zwiedziliśmy wiele interesujących miejsc, poznaliśmy niesamowitych ludzi i przeżyliśmy ciekawe przygody, o czym chcielibyśmy Wam w tej (nie)krótkiej notce opowiedzieć.
Our motto "We walk together through the world" commits, so we decided to go to Częstochowa. On foot. This summer, we went second time on pilgrimage with violet group from Wągrowie. We were joking, that it's the longest walk hand in hand, which we've ever had, because it last about 350km. That's why, that we spent 12 days on the road (with homecoming) and there is 12 color groups, so we decided to hand out every day leaflets of our blog. We went together with 85-group under the leadership of priest Mariusz Orliwkowski, with whom you can't be bored and we visited a lot of interesting places, we met amazing people and we experienced incredible adventure, about which we would like to tell you in this (not)short note



Dzień 1
1st day

Wszystko zaczęło się 26 lipca od pakowania bagaży do autobusu, który jechał z nami całą drogę. W. śmiała się, że dla niej pielgrzymka zaczęła się wcześniej, kiedy to pojechała z tatą odebrać spod kościoła Izę i Marysię, które wyruszały dzień wcześniej niż fioletowa. Kiedy okazało się, że grupa nie dotarła jeszcze na parking pod kościołem, pojechali sprawdzić, jak daleko są. Gdy udało się im znaleźć szamocińską grupę złotą i W. zauważyła kilku znajomych, szybko podjęła decyzję, żeby przejść pieszo ten około kilometrowy odcinek. Pielgrzymka dla fioletów tak naprawdę zaczęła się jednak o godzinie 7:30 Mszą św. w wągrowieckiej Farze. Po jej zakończeniu, rozdaniu chust, pożegnaniu z rodzicami i pamiątkowych zdjęciach około 9, ruszyliśmy w drogę. I szliśmy nasz pierwszy pielgrzymkowy etap, żegnani przez mieszkańców. Skończył się on w pobliskich Łaziskach, gdzie czekał na nas pierwszy postój. Tym razem jeszcze bez obwieszczających go pań postojowych i toi toiów, ani odpadających ze zmęczenia nóg. Jak wiadomo wszystko kiedyś ma swój koniec, również postoje. Znów ruszyliśmy w drogę, tym razem do Mieściska, gdzie czekał na nas, grupę złotą oraz biało-żółtą z Rogoźna obiad przy parafii św. Michała Archanioła. Zjedliśmy tam zupę jarzynową i była to zupa z... sercem. Dosłownie. Kiedy W. była w łazience, P. znalazł w swoim obiedzie serce kurczaka i nie zastanawiając się wiele, wrzucił je do kubka W., po czym ona obraziła się na niego, stwierdziła, że jest obrzydliwy i nie chciała z nim rozmawiać. P. dla uspokojenia sytuacji, wyłowił je z kubka W. i postanowił zostawić pod drzewkiem, ale nic z niego nie wyrosło. Na tym samym postoju, pierwszą osobą, którą zaangażowaliśmy w rozdawanie naszych wizytówek była Iza z grupy złotej. Niestety tego dnia nie chciała zrobić sobie z nami zdjęcia :( Kilka kilometrów dalej rozpoczął się ostatni, najkrótszy etap, na którym W. postanowiła wziąć tubę, żeby pokazać, że dziewczyna też jest w stanie ją unieść. Około 18 dotarliśmy do Kłecka - miejscowości położonej około 25 km od Wągrowca, gdzie czekał na nas nocleg w szkole. Po zakwaterowaniu i umyciu, udaliśmy się na apel do pobliskiego kościoła p.w. św. Jerzego i św. Jadwigi, który został zbudowany w XVI w. w stylu późnogotyckim. Ołtarz główny jest poliptykiem i został wykonany w 1596 r. przez znanego w ów czas poznańskiego artystę Mateusza Kossiora. Za ciekawostkę można uznać to, że na ołtarzu bocznym stoi drewniana figurka świętej, trzymającej relikwie bł. Jana Pawła II. Dzień zakończył się sympatycznym akcentem, czyli belgijką zorganizowaną przez grupę biało-żółtą. Wszyscy ciut zmęczeni, ale zadowoleni pokładli się spać, myśląc o tym, że następnego dnia wstajemy późno bo koło 7.
Everything started 26th July with packing luggage to our bus, which rode with us through whole way. W. was kidding, that for her pilgrimage began earlier, when he drove with her dad to pick up Iza And Marysia, who set off the day before than our group. When it turned out, that this group hadn't yet arrived, they checked, where they are. When they found golden group from Szamocin and W. saw some friends, she made a decision to walk to church with them. But pilgrimage for "violets" started at 7:30 with Mess in Fara in Wągrowiec. After mess, takings shawls, saying good bye to parents and taking some photos, we hit the road. And we walked our first pilgrimage stage. It finished in Łaziska, where was first stop. This time without Mrs. Stop and portable potty or falling off with fatigue feet. Everything ends, even stops. So we went again, this time to Mieścisko, where we, golden group and white-yellow group from Rogoźno had hot dinner near Michael the Archangel church. We ate there vegetable soup and it was soup with... heart. Word for word. When W. was in toilet, P. founf in his dinner chicken's heart and without reflection, he threw it in W.'s soup. She offended, said that he is disgusting and she didn't want to talk. P. to calm the situation, retrieved it from her mug and left it under the tree. We hope, that next year we wouldn't find here a heart tree ;). At this stop, first person, who we engaged in handing out of our leaflets was Iza from golden group. Unfortunetly, this day, she wouldn't like to take photo with us :( Some kilometers later, we began our last today stage, which was the shortest one, so W. decided to take tube to show that even girl can do it. About 18 we arrived to Kłecko - city, which is situated 25km from Wągrowiec, where we slept in school. After accomodation and shower, we went to polish devotion - Apel Jasnogórski to the nearest church dedicated to St. George and St. Hedwig, which was built in 16th century in Late Gothic style. Main altar is polyptych and it was made in 1596 through famous artist from Poznań - Mateusz Kossior. It's interesting that in the side altar is located figure, which is holding relics of John Paul II. This day ended with nice accent - belgian dance organised by white-yellow group. We were tired, but satisfied and we went to sleep and thought about it that tomorrow we're waking up until 7 a.m.


Dzień 2
2nd day

Drugi dzień naszego pielgrzymowania rozpoczął się oczywiście od wstania, ale tak naprawdę od mszy świętej w miejscowym kłeckim kościele. Tego dnia na swój "pocztówkowy celownik" wzięliśmy Igę z grupy biało-żółtej. Pomogła nam z miłą chęcią i uśmiechem na twarzy, który jej nigdy chyba nie schodzi. Chodzą plotki, że Iga uśmiecha się zawsze... Po drodze cały czas audycje miało "Radio Maryjusz". Dzięki jego wywodom usłyszeliśmy na przykład, że nie możemy robić odstępów, bo nas sarny przelecą. Około 14 dotarliśmy do Gniezna i nawet mieliśmy okazję je trochę pozwiedzać, ale to historia na osobną pocztówkę :) Żeby jednak ją napisać potrzebujemy jeszcze kilka miejsc do zwiedzenia, gdyż na nie nie starczyło nam czasu - między innymi Muzeum Początków Państwa Polskiego. Dlatego w przyszłości możecie spodziewać się Pocztówki z... Gniezna, jednak jeszcze nie teraz :) Wracając do naszego drugiego pielgrzymkowego dnia, po czasie wolnym i zjedzeniu nielegalnego loda, udaliśmy się z powrotem do katedry, skąd wyruszyliśmy do parafii bł. Radzyma Gaudentego, gdzie rozdzieleni zostaliśmy na noclegi. Jest to jedyna świątynia pod takim wezwaniem w całej Europie. Interesujący jest tam krucyfiks, który przedstawia powstanie Kościoła (my jednak nie do końca to zauważamy), a także droga krzyżowa, która przyciąga swoimi – czasem aż zbyt okrutnymi – detalami. Tym razem obojgu nam udało się trafić na noclegi do rodzin. P. razem z Danielem do Asi, która następnego dnia także wyruszała na pielgrzymkę, a W. z Patrycją trafiły do rodziny, u której druga z nich nocowała już dwa lata temu, gdy była pierwszy raz na pielgrzymce. Zostały bardzo miło przyjęte i poczęstowane pomidorówką. A chłopacy dostali przepysznego placka domowej roboty.
Second day of our pilgrimage started - of course - with awakening, but it began indeed with Mess in church in Kłecko. This day, we asked Iga from white-yellow group for help with our leaflets. She helped us with pleasure and smile. There are rumors, that she is always smiling... All the way through its broadcast has "Radio Maryjusz". Thanks him, we heard - for example - that we can't do intervals, because we would be flown by deers (polish wordplay przeleciany = flown and przeleciany = banged). About 2 p.m., we got to Gniezno and we had opportunity to sightsee it, but it's a story for another note. But, before we will write it, we gave to see some places more - inter alia Museum of the Origins of the Polish State. So we'll write in the future "Pocztówka z... Gniezna", but not now. Returning to our second day of pilgrimage, after free time and eating of illegal ice cream, we went to cathedral. Thence, we went to Radim Gaudentius church, where we were divided to lodgings. It's a only one temple dedicated to him in whole Europe. There is interesting cross, which presents the creation of the Church (we don't see it) and the Way of Cross, which attracts with - sometimes too cruel - details. This time, we had lucky. Both W. and P. came to people to stay. P. went with Daniel to Asia, who next day will start her pilgrimage with white group. W. with Patrycja went to family, where Patrycja was two years ago, when she was first time on pilgrimage. They were really nice hosted and they got tomato soup. Boys received amazing cake.


Dzień 3
3rd day

Po 2 dniach upału poranek dnia trzeciego, jak rok temu, powitał nasz deszczem. Oficjalna pielgrzymka, a dla nas już 3 dzień, rozpoczęła się Mszą św. o 6.30 w katedrze gnieźnieńskiej, prowadzoną przez biskupa Wętkowskiego. Po zakończeniu nabożeństwa zaczęło świecić słońce. W tym roku wychodziliśmy z Gniezna jako pierwsi. Już po kilkunastu minutach czuliśmy się jak w piekarniku. Po raz pierwszy podczas PPAG 2013 zobaczyliśmy panią postojową – zwiastun dobrej nadziei. Nasze nogi ją kochają. Podczas postoju śniadaniowego odwiedzili nas rodzice W. Przywieźli poduszki i inne rzeczy, które zapomnieliśmy, m.in. aparat. Po kilkudziesięciu minutach przerwy ruszyliśmy dalej. Było jeszcze goręcej niż wcześniej. Na szczęście 7km dalej w Czerniejewie czekał na nas postój obiadowy i pyszna pomidorówka. Odbyły się tam również zawody sportowe organizowane przez biało-żółtą, w których zmęczenie (i lenistwo) nie pozwoliło nam wziąć udziału. P. postój dłużył się niemiłosiernie i stwierdził, że postoje powinny być albo półgodzinne albo obiadowe. Niestety nie potrafił określić, jaką jednostką czasu są „obiadowe”. Po pewnym czasie znów ruszyliśmy w drogę, by po kolejnym postoju dojść do Wrześni – miasta rond (na naszej trasie było ich łącznie aż 6), gdzie trafiliśmy do kościoła p.w. św. Jadwigi. Tam rozdzielono nas na noclegi. Cała nasza grupa trafiła do rodzin. Dopiero na apelu mieliśmy okazję przyjrzeć się świątyni dokładniej. Wnętrze sprawiało wrażenie trochę pustego. W. szczególnie przypadł jednak do gustu obraz za ołtarzem, który przedstawia Jadwigę w królewskim płaszczu, klęczącą przed krzyżem. Nie mogła też powstrzymać się od złośliwego komentarza, iż droga krzyżowa wygląda jak z plasteliny. Po apelu poznaliśmy Michała ze żnińskiej grupy biało-czerwonej, który obiecał nam, że rozda nasze wizytówki w swojej grupie. Po pełnym wrażeń dniu, trafiliśmy na nocleg. P. razem z Filipem, Sebą i Stachem znaleźli się u tej samej rodziny, co trójka z nich rok temu, a do spania dostali wygodne materace. Poza tym załapali się na kiełbaski z grilla i zimne gazowane napoje. W. razem z Ewą M. znalazły także dach nad głową, a po chwili rozmów i delektowania się pysznym piciem, oboje zasnęliśmy u „swoich rodzin” kamiennym snem.
After two days of heat, morning of the third day greeted us with rain. Official pilgrimafe and our 3rd day, started with Mess at 6:30 in cathedral in Gniezno, led by bishop Wętkowski. After it, sun was shining. In this year, we left Gniezno as first group. After some minutes, we felt like in an oven. First time, during PPAG 2013, we saw Mrs. Stop - harbinger of good hope. Our legs love her... During breakfast stop, we were visited by parents of W. They drove with pillows and another things, which we forgot (for example camera). After tens minutes of break, we went again. It was hotter. For luck, 7km further in Czerniejewo, we had dinner stop with delicious tomato soup. There was also sport competition, but we didn't take part in it by tiredness (and laziness). This stop was too long for P. He claimed, that stops should either last 30 minutes or be dinner stops. But he couldn't explain, how long is dinner stop. We were going again and after another stop we arrived to Wrześnie - city of roundabouts (we walked through 6), where we got to church dedicated to St. Hedwig. There we were divided to quarters. Our whole group slept in houses. On "Apel Jasnogórski" we had opportunity to see this temple better. Interior is a little bit empty, but W. like painting behind the altar, which presented Hedwig in the royal coat during kneeling in front of the cross. She couldn't refrain from malicious comment that Way of Cross looks as plasticine. After this devotion, we met Michał from white-red group from Żnin, who promised us, that he will help with leaflets. So we went to our accomodation. P. with Filip, Sebastian and Stanisław were in the samy family, what three of them year ago and slept on comfortable mattresses. Moreover, they received grilled sausages and soft drinks. W. with Ewa M. found also a accomodation and after some conversations, we slept with a stony sleep.


Dzień 4
4th day

Po zdecydowanie zbyt wczesnej pobudce o 6:15 ruszamy i opuszczamy Wrześnię. Początkowo irytowało nas ciągłe czekanie, aby trzymać odpowiedni dystans z idącą przed nami biało-czerwoną, ale wystarczył jeden telefon księdza przewodnika, abyśmy połączyli się w jedną wielką grupę, która wprawiła w osłupienie panią postojową. Na jednym z postojów złapała nas Marta z grupy medialnej, abyśmy udzielili wywiadu na temat "Co dla Ciebie znaczy wierzyć, że Bóg jest". Jej chłopak - Bartek skomentował wypowiedź W. (którą można znaleźć tutaj) takimi słowami „Kojarzysz mi się z kotem. Karmi mnie, głaszcze, sprząta moją kuwetę”. W tym samym miejscu Stasia czekała niemiła niespodzianka w jabłku, które dostał. Miał w nim robaka, a że nie miał zamiaru konsumować nadmiernej ilości białka, wolał jednak je wyrzucić, niż zjeść do końca. Postój obiadowy miał miejsce w Pyzdrach. Znajduje się tam ładny kościółek p.w. narodzenia NMP. Został wzniesiony w drugiej połowie XV wieku, a odrestaurowany po pożarze w latach 1865-1870. To, co urzeka w świątyni najbardziej to freski. Wszystkie malowidła na ścianach sprawiają wrażenie trójwymiarowych. Po nabożeństwie pokutnym, które odbyło się w tamtejszym kościele, udaliśmy się na obiad, który składał się z parzonej kiełbasy i zupy mięsno-pomidorowej. A po zdecydowanie zbyt krótkiej drzemce, ruszyliśmy w dalszą drogę. Na następnym postoju poznaliśmy Andrzeja ze srebrnej grupy z Murowanej Gośliny, którego poprosiliśmy o pomoc z wizytówkami. Wieczorem dotarliśmy do Komorza, gdzie czekała na nas stodoła. Msza święta tradycyjnie odbyła się na łączce przy naszym noclegu. Było w niej coś niezwykłego, pokazywała, że Bóg jest wszędzie, nie tylko w kościele. Jest w każdym z nas. W. udało się załapać do namiotu z Zuzią i Julką. Oczywiście trzeba było go rozłożyć, a z powodu braku młotka, wbijały śledzie cegłą. P. razem z Filipem i Danielem, rozłożyli się w stodole, a potem poszli poszukiwać prysznica, przez co spóźnili się na apel. A reszta grupy myła się w oborze, w zimnej wodzie w miskach. Koło 22 większość grupy już spała.
After too early awakening at 6:15 we go and leave Września. At the beggining, we were iritated by awaiting to have suitable distance with white-red group, which went before us, but after one call of our priest, we combined into one group, which stunned Mrs. Stop. At one of stops, we were caught by Marta from Media group to say something about "What does it mean to believe, that God exists". Bartek commented statement od W. (which you can find here) whit these words "I associate you with cat. He feeds me, he's stroking me, he's cleaning my litter box". At this stop, Stanisław had unkind suprise in apple, which he got. He had there a worm, but he wouldn't like to eat more proteins, so he threw it. Dinner stop was in Pyzdry. There is nice church dedicated to Blessed Virgin Mary. It was built in 15th century and restaurated between 1865 and 1870. Frescoes are this, what charms us most. All paintings makes an impression of being 3D. After penitential celebration, which took place in this church, we went to dinner, where we got sausage and tomato soup. And after too short nap, we went further. On next stop, we met Andrzej from silver group from Murowana Goślina and we asked him for help with leaflets. At the evening, we arrived To Komorze, where we slept in barn. Mess took place on the meadow at the accommodation. It was something incredible, because it showed that God is everywhere, not only in church. He is in me and in you. W. slept in tent with Zuzia and Julka. They had to put it up and because of it that they hadn't hammer, they were digging pegs with brick. P. with Filip and Daniel lay along in barn and decided to search a shower, so they were late on "Apel Jasnogórski". Rest of group washed in cowshed, in bowl, in cold water. About 22, majority of people was sleeping.


Dzień 5
5th day

Dla całej fioletowej dzień ten zaczął się bardzo wcześnie. Tuż po północy do namiotu, w którym spała W. wparował Bartek, mówiąc, że trzeba uciekać do stodoły, gdyż zbliża się burza. W., Julka i Zuzia pozbierały co było i szarpane wiatrem biegły w kierunku schronienia. Później okazało się, że W. zwinęła Julce jednego buta. Część grupy postanowiła spać w autobusie, bo w stodole zrobiło się nagle mokro. W., która bardzo boi się burz długo nie mogła zasnąć, na szczęście wszystko się z czasem uspokoiło i mogliśmy znów spać. Obudziliśmy się około 5. Było zimno i padało. Dlatego, że etap był krótki to P. postanowił nieść tubę do Kretkowa. Znajduje się tam kościółek p.w. Wszystkich Świętych, gdzie wszyscy modlili się o dobrą żonę lub męża. Pierwsza świątynia powstała tam w XVI wieku. Ściany pokrywały piękne freski. Po bokach ołtarza stały figury apostołów, z których jeden miał żeńskie rysy twarzy. Jednym z naszych kolejnych postojów obiadowych był Żegocin. Tam odbyła się Msza święta, którą sprawował sam biskup. Pierwsza świątynia w Żegocinie powstała w XII wieku, ufundowana przez Zbigniewa Żegotę, a ta, którą można odwiedzać po dziś dzień została wybudowana pod koniec XIX wieku. Znajdują się w nim figury św. Mikołaja, św. Kazimierza i św. Szymona z Lipnicy (patrona P. od bierzmowania). Tego dnia urodziny miała Zuzia - siostra Filipa. Z tej okazji rozdała wszystkim cukierki. Gdy tylko Filip to zobaczył zapytał:
- Sama je kupiłaś?
- No tak.
- Kurczę, a mama do mnie dzwoniła, że mam ci kupić w ramach prezentu, ale zapomniałem.
Gdy postój się skończył bp. Wętkowski pobłogosławił nam na drogę i zrobił sobie z nami zdjęcie. Kilka km dalej, znajdowała się nasza upragniona broniszewicka stodoła. Dzięki uprzejmości sąsiadów z naprzeciwka mogliśmy się umyć w ciepłej wodzie. Dzień zakończył się apelem i wieczornymi tańcami – belgijką, country i walcem. Wieczorem P. z Filipem przy pomocy W. i Bartka skonsumowali wszystko to, co zostało z cukierków Zuzi. Zanim poszliśmy spać przy akompaniamencie chrumkania świń, Filip przy rozpakowaniu torby śpiewał piosenkę „Chrześcijan tańczy, tańczy, tańczy. Tańczą, tańczą, tańczą jego flaki.”, a aparat P. przestał działać, co W. w rozmowie z Julką skomentowała: "zepsuł się znaczy się zepsuł i już nie będzie działał."
For whole violet group, this day started really early. Some minutes after midnight to tent, where slept W., came Bartek. He said, that they have to run to barn, because storm is coming. W., Julka and Zuzia took, what they could and they pulled by the wind run into asylum. Later, it turned out that W. took Julka's shoe. Some people decided to sleep in bus, because barn hot wet. W., who is afraid of strom, couldn't sleep. Fortunetly, everything calmed and we could drop off. We woke up about 5 a.m. It was cold and iw was raining. That's why that this stage was short, P. decided to take tube during a way to Kretków. There is church dedicated to all the saints, where everyone was praying for good wife or husband. First temple was built there in 16th century. Walls are covered by beautiful frescoes. At the side of altar are situated figures of apostles. One of them has female facial features. One of our dinner stage was Żegocin. There was mess, which was led by bishop. First temple in Żegocin was built in 12th century, founded by Zbigniew Żegota. And this, which we can see today was built in 19th century. There are figures of St. Nicholaus, St. Casimir and St. Szymon of Lipnica (confirmation patron of P.). It was day of Zuzia's, who is sister of Filip, birthday. On this occasion, she hand out sweets. When Filip saw it, he asked:
- Have you bought it?
- Yup.
- Gee, mother called me that I should by it as a gift, but I forgot.
When stop was over, bishop Wętkowski blessed us and took photo with us. Some kilometers later, we arrived to Broniszewice, where was a barn. Thanks to kindness of neighbours, we could take a shower. This day ended with "Apel Jasnogórski" and dances - belgian dance, country and waltz. At the evening P. with Filip and with help of W. and Bartek ate this, what was left of the candy. Before we went sleep, accompanied by grunting pigs, Filip was singing a song "Christian is dancing, dancing, dancing, dancing. His guts are dancing, dancing, dancing, dancing.". and P.'s camera stopped working, what W. commented in conversation with Julka: "It's broken, what means that it's broken and it won't work".


Dzień 6
6th day

Kolejny dzień rozpoczęty o godzinie 5... Niestety. Na szczęście śniadanie w lesie nam to wynagrodziło. P. ze względu na ból stawów skokowych pojechał jeden etap autobusem. I był z tego powodu bardzo nieszczęśliwy. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki temu zajął nam miejsce w kościele na Mszę świętą, która została poprzedzona krótkim wystąpieniem proboszcza o jego historii. Chodziło w niej mniej więcej o to, że deseczka z obrazem, która została wyrzucona przez pewnego chłopa przeleciała kilka kilometrów do parku koło kościoła i wylądowała w piachu, który miał mieć ponoć lecznicze właściwości. Zaobserwowane to było podobno przez około 30 ludzi. Z tego powodu wybudowano sanktuarium Matki Boskiej Turskiej, a obraz koronowano. Na tym postoju odbyła się ogólnopielgrzymkowa belgijka. Niestety z powodu bólu stawów P. nie wzięliśmy w niej udziału i zajęliśmy się pisaniem. A na obiad był żurek. P. Postanowił nie brać własnego, tylko wyjadał od W. Po posileniu się i odpoczynku, wyruszyliśmy już razem na kolejny pielgrzymkowy etap, tym razem do Macewa. P. uparł się, że teraz musi już iść. Po drodze robił zdjęcia krowom i żalił się, że grupa biało-czarna ma już postój. Oczywiście żartobliwie. Gdy już i chwila naszego odpoczynku nadeszła, szybko oczywiście się skończyła, gdyż przegnał nas deszcz i skierowaliśmy się na Kościelną Wieś. Tam czekał na nas nocleg. P. wraz z kilkunastoma innymi chłopakami trafił do garażu, a W. spała w namiocie razem z Zuzią i Julką. Chłopacy (przynajmniej jego zdaniem) trafili zdecydowanie lepiej, gdyż przez gospodarzy zostali poczęstowani jajecznicą, gazowanymi napojami, a później jeszcze naleśnikami i pomarańczami. Za to dla całej grupy, która nocowała przy autokarze gospodyni upiekła przepyszną zapiekankę z kaszą i serem. Taki urok pielgrzymki. Nawet gdybyś miał jeść tylko to czym poczęstują Cię ludzie to i tak utyjesz... Przy noclegu W. bawiliśmy się z psem, któremu naprawdę ciężko było wyrwać patyk, żeby go aportował. Kilkakrotnie nam się udało, ale najlepszy w tym był Filip, który znalazł na niego sposób. W międzyczasie W. z Sebą, Julką i Zuzią wykonali naprawdę ciekawą wersję Piosenki Monotonnej. Robiła wrażenie. Pies zauroczył P. do tego stopnia, że zaczął zwracać się do niego misiu i kochanie, co W. zaczęła odbierać z lekką niepewnością i odrobinką zazdrości. Następnie czekał nas apel jasnogórski z grupą białą i błękitną w uroczym kościele, jednak zanim wyszliśmy musieliśmy odpędzić się od pieska, który w momencie, gdy P. wstawał, położył mu na brzuchu patyk i czekał aż się ruszy. To była obustronna miłość od pierwszego rzucenia. Ze słów proboszcza na apelu dowiedzieliśmy się, że obraz, który tam się znajduje, mimo że jest obrazem świętej rodziny to... kiedyś nim nie był. Józef został domalowany w późniejszych latach, co odkryto podczas jego renowacji. Dawniej był to obraz Matki Boskiej Szkaplerznej łaskami słynący. Ludzie pielgrzymowali do tego miejsca z intencjami i udokumentowano, że dzięki modlitwie nie jeden odzyskał zdrowie. Po apelu postanowiliśmy kontynuować nasza wizytówkową akcję. Tym razem o pomoc poprosiliśmy Asię z grupy białej. Nasza passa została podtrzymana i ona także się zgodziła. Na domiar szczęścia w drodze powrotnej, rozmawialiśmy z Anią z błękitnej, która zaoferowała nam swoją pomoc dnia następnego
We woke up again at 5 a.m. Unfortunetly... Fortunetly, breakfast in forest rewarded it. Through joint pain P. rode one stage in bus, what made him really disappointed. Every cloud has a silver lining. Thanks to this, he occupied us a place in church. There was a Mess, which was preceded by occurrence of pastor about history of this temple. There was a painting, which was thrown away by some guy and it flew some kilometers to park, which is nearby this church. It landed in sand, which has a curing properties. It was observed by 30 people. And that's why, here was built a sanctuary of BVM of Tursk. And painting was crowned. On this stage was whole-pilgrimage belgian dance, but we didn't take part because of P.'s joints, so we wrote our not. We had cream soup on dinner. P. decided not to take it and only ate a little bit from W.'s mug. After eating and relax, we went further, this time to Macew. P. insisted that he has to go. He took photos of cows and was kidding that white-black group has a break. When we went to our stop, it finished quickly because of rain. So we went to Kościelna Wieś. There we slept. P. with over a dozen boys, went to garage and W. slept in tent with Zuzia and Julka. Boys (in his opinion) had better accomodation, because they got scrambled eggs, soft drinks, oranges and pancakes. And these people, who slept by our bus, received casserole with grits and cheese. It's a miracle of pilgrimage. You can eat only this, what you got from people and you can gain weigth. By the accomodation of W., we played with dog and we had problems with cut away his stick, but Filip found a way. In the meantime, W., Sebastian, Julka and Zuzia sang a really amazing version of monotonous song. We were impressed. Dog was so important to P. that he started to say to him "darling" and "sweetheart", so W. was a little bit jealous. It was love from first throw. Next, we had "Apel Jasnogórski" with white group from Gniezno and azure group from Września. Parson said, that painting of saint family wasn't... painting of saint family. Once upon a time, it was Scapular Mary painting and Józef was drawn later. People pilgrimaged here with intentions and here were documented some miracles. After "Apel Jasnogórski" we decided to continue our leaflet action. This time we asked for help Asia from white group. We maintained streak. What's more, we talked with Ania from azure group and she offered her help the next day.
.


Dzień 7
7th day

Nadszedł dzień siódmy, co oznacza, że jesteśmy już tydzień w drodze. Ranne pobudki przestały być dla nas problemem, trzeba się zwijać i ruszać w drogę. A od samego rana czeka nas długi, bo blisko 10-kilometrowy etap do Kalisza. Trasę tę musieliśmy przejść na głodnego, gdyż śniadanie czekało na nas dopiero w samym mieście. I to po uroczystej Mszy w katedrze, którą prowadził sam biskup, a na której W. śpiewała psalm. Po zakończeniu eucharystii w końcu czekało na nas to, co W. lubi najbardziej, czyli jedzenie :) Kiełbasy, które jednak tym razem jej nie smakowały... Na jej szczęście, chwilę później podeszła do nas Iza, która nie je mięsa i wyciągnęła W. do cukierni na pączki i drożdżówki. Następny etap prowadził przez cały Kalisz do lasu na jego obrzeżach. Podczas niego dołączyli do nas kierownik pielgrzymki – ks. Dariusz Żochowski oraz ojciec duchowny - ks. Marcin Kulczynski. Pierwszy z nich wygłosił konferencję o książce „Za pięć godzin zobaczę Jezusa”, opowiadającej historię Jacquesa Fescha, dzięki której czas leciał całkiem szybko i w spokoju doszliśmy na postój obiadowy, na którym swoje wizytówki do rozdania, daliśmy Ani z błękitnej. Kolejny odcinek prowadził nas przez Aleksandrię, uważaną przez pielgrzymów za prawdziwe piekło. Jest to wieś, po której idziesz, idziesz, idziesz i idziesz. Z przodu widzisz pole. Z tyłu widzisz pole. Po prawej widzisz pole. Po lewej widzisz pole. Gdziekolwiek nie spojrzysz widzisz to samo, przerywane kilkoma wolnostojącymi domami. Czeka Ciebie prosta droga, której końca nie widać. Ze względu na to, że był pierwszy sierpnia to na tym etapie wspominaliśmy powstańców warszawskich, a gdy wybiła godzina 17 zatrzymaliśmy się i oddaliśmy im hołd chwilą ciszy. Wśród podniosłych patriotycznych pieśni upłynęła nam reszta etapu do Brzezin, gdzie czekała na nas remiza. Tam, oprócz nas nocowała jeszcze grupa srebrna i biało-czerwona. Łącznie ponad setka ludzi, a tylko kilka umywalek. Z tego powodu razem ze Stasiem wyruszyliśmy na poszukiwanie prysznica. Po kilku odpowiedziach odmownych i chwili załamania W., w końcu się udało. Nie dość, że umyliśmy się to jeszcze dostaliśmy ciepła herbatkę, a także przepyszną kolację. Zaczęliśmy żartować, że pielgrzymka to ból, cierpienie i kilku dobrych ludzi. Już czyści i najedzeni, udaliśmy się przed kościół na wieczorek pogodny organizowany przez grupę srebrną, niestety niektórych zabrakło. Były tańce i zabawy, w których P. początkowo nie uczestniczył, a włączył się dopiero po apelu jasnogórskim. Nauczyliśmy się gry w aleje i ulice, z której śmiał się nasz przewodnik, żartując, że on od tygodnia tylko ulice i aleje widzi i ma już dość. Wymęczeni, powróciliśmy na nasz nocleg i położyliśmy się od razu spać.
It's a 7th day, so we're one week on the rode. Morning awakening isn't now a problem, so we're going further. First stage was long, because it was 10km to Kalisz. We had to go starving, because breakfast was in city. After Mess in cathedral, which was led by bishop. W. sang a psalm. After Eucharist, we had this, what W. likes the most - food :) Sausages, which... didn't taste her. Fortunetly, Iza, who is vegetarian, came to us and went with W. to confectionary. Next stage leg by whole Kalisz to forest. During it, we had guests. Head of pilgrimage - priest Dariusz Żochowski and Spiritual Father - priest Marcin Kulczynski went with us. First of them was talking about book "Dans 5 heures je verrai Jésus!: Journal de prison", which is about story of Jacques Fesch. Thanks to it time run fast and we arrived on dinner stop, where we gave our leaflets to Ania. Next stage was in Aleksandria, which is a real hell. This is a country, where you go, go, go, go, go, and go. In the front of you, you see field. Behind you, you see field. On the right side, you see field. On the left side, you see fielt. Wherevery ou see, you see field and some houses. It's a straight road, which seems never end. It was 1st August, so we mentioned Warsaw uprising. And when was 5p.m. we stopped and had one minute of silence. With patriotic songs, we went to Brzeziny, where was a fire-station. We slept there with silver group and white-red group. More than hundred of people and only some sinks. So we and Stanisław were looking for shower. Agter some refusals and breakdown of W., we finally found it. We could take a shower and moreover we got hot tea and delicious supper. We were kidding, that pilgrimage is pain, suffering ans some good people. We were clean and fed, so we went to dance, organised by silver group. Unfortunetly, some groups didn't come. P. didn't take part from the beginning, he joined after "Apel Jasnogórski". We teached a play "Avenues and streets". Our priest was kidding, that he see still avenues and streets and he's got enough. We were exhausted, so we came back to our accomodations and went sleep


Dzień 8
8th day
Kolejny dzień naszej pielgrzymki rozpoczął się od zabawnej sytuacji, gdyż nasz ksiądz przewodnik rozpoczął pierwszy etap od... przejechania się wózkiem dziecięcym, prowadzonym przez Bartka. Ksiądz dawał już wcześniej sygnały, że nie chce mu się iść poprzez przeróbki „Szumią w lesie drzewa” na tekst „A Ty od samego rana. Od rana, od samiutkiego rana. Weź mnie na baaaraaaana. Weź mnie. Weź mnie na barana”. Tego dnia byliśmy na celowniku grupy medialnej, czyli Marty i Bartka, którzy zajmowali się dokumentowaniem pielgrzymki i chcieli nakręcić film o naszej grupie. Jedną z osób udzielających wywiad była W., a gotowe dzieło możecie obejrzeć tutaj. Pierwszy postój był jak zwykle śniadaniowy, więc degustując się naszym jedzonkiem, złapaliśmy Artura z grupy zielonej, aby - tak, zgadliście - pomógł nam przy rozdawaniu wizytówek :) Następne dwa pielgrzymkowe etapy, postanowiliśmy razem z W., a także Zuzią i Filipem ponieść wągrowieckie znaki i flagi. Okazało się, że mimo lekkiego balastu, idzie się tak znacznie lepiej, gdyż nie musi się nikogo gonić, ani zwalniać, lecz narzuca swoje własne tempo. Do czasu, gdy ktoś nie krzyknie "znak wolniej" i wtedy znów trzeba się wlec. A stopy bolą tak samo, niezależnie czy idzie się wolno czy szybko, więc lepiej iść szybko... Te dwa etapy zleciały nam dość sprawnie, więc dotarliśmy do Klonowej, gdzie czekała na nas Msza święta. Kazanie na niej miał ojciec duchowny pielgrzymki - ksiądz Marcin. Było o powołaniu i było tak dobre, że mimo naszego zmęczenia i początkowej chęci drzemki, zaniechaliśmy tego pomysłu, aby posłuchać. A po Mszy obiad i niespodzianka - znów zupa. Tym razem jarzynowa. Usłyszeliśmy, że Filip leciał trochę samolotem. Staraliśmy się dojść do tego, jak to jest lecieć trochę samolotem, ale niestety nie do końca potrafiliśmy to zrozumieć. Następnie wyruszyliśmy w ostatni, 5-kilometrowy etap do Lututowa. W. nocowała u rodziny, którą pierwszy raz widziała na oczy – w domu rodzinnym żony syna kuzynki babci (P. pogubił się po "syna") – wraz z Filipem, Julką, Zuzią, Stachem i Kacprem. Natomiast P. odesłany został z kilkunastoma innymi osobami do starego domu parafialnego. Gdy tam przybyli zobaczyli okno całe w martwych muchach i ściany oblepione pajęczynami. Patrząc na to, jakie będą mieli warunki, P. postanowił z Sebastianem znaleźć przynajmniej kąpiel. Po przepytaniu kilku domów, udało im się. Usłyszeli, że gospodarze zaraz będą mieli gości, ale jeżeli się sprężą to mogą się umyć. Sebastian poszedł pierwszy, minęło kilka minut i nadszedł czas na P. Ten wszedł do łazienki, przygotował się do kąpieli, wszedł do wanny. Odkręcił kurek z ciepłą wodą. A on... wystrzelił. Strumień gorącej wody zaczął lać się na ziemię i zalał podłogę. P. próbował to jakoś uratować, przykręcając kurek, albo czymś zatykając. Po chwili jednak zrezygnował, ubrał spodnie i koszulkę i wyleciał powiedzieć, co się wydarzyło. Gospodarze zareagowali niespodziewanie spokojnie. Nie kazali za nic płacić, a nawet powiedzieli, że dom dalej mieszka starsza pani, która być może przyjęłaby pielgrzymów na noc, co okazało się faktem. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - mimo niezbyt przyjemnej przygody, chłopacy we dwójkę zamienili niezbyt przytulny dom parafialny, na miłą gospodynię, która udostępniła im dwa łóżka. Gdy rok temu zawitaliśmy do Lututowa nie mogliśmy podziwiać kościoła w całej okazałości, gdyż był w remoncie z powodu ściany zniszczonej przez wiatr. Największe wrażenie w świątyni robią freski za ołtarzem, które przedstawiają sceny z życia jej patronów - św. Piotra i św. Pawła. Są one podpisane cytatami z Biblii, dzięki czemu można rozszyfrować, o którą sytuację chodzi na konkretnym malowidle. W tym kościele odbyło się nabożeństwo pokutne wraz z adoracją, na którym medytację wygłosił ks. Marcin Kulczyński. Po niej była możliwość skorzystania ze spowiedzi. Gdy wszyscy przystąpili już do sakramentu, rozeszliśmy się na nasze noclegi.
Next day of our pilgrimage began with funny situation, becaus our priest started first stage with... riding a pram. Priest gave earlier signals that he doesn't want to go with singing "And you from early morning, give me a piggyback". The same day, we were targeted by media group (or Marta and Bartek), who documented pilgrimage and wanted to make a movie about our group. One of people, who was interviewed was W. and you can see it here. First stop was with breakfast, so when we were enjoying our sandwiches, we caught Artur from green group to - yes, you guessed - ask for help with leaflets :) Next two stages, we decided to carry flags with Zuzia and Filip. It turned out, that apart from light ballast, is better to walk, because you don't have to chase another peole and you go at your own pace. Until someone would say "Go slowler!"... And your feet pain you the same, irrespective of this, if you go slow or fast, so it's better to go gast. These two stages passed quickly, so we arrived to Klonowa, where we had Mess. Homily was said by priest Marcin Kulczynski. It was about vocation and it was so good, that we wouldn't sleep. After mess we had dinner - again soup. This time vegetable soup. We heard, that Filip flew a little bit by a plane. We wanted to know, what means this "a little bit", but we couldn't understand. Break was over so we went our next, last, 5-kilometer's stage to Lututów. W. slept there by her family, which she saw first time in her life - in house of wife of son of cousin her gramma (P. lost it after son) - with Filip, Julka, Zuzia, Stanisław and Kacper. P. with some other people went to old parish house. When they came there, they saw dead flies on the window and a lot od cobwebs, so they decided with Sebastian to look for a shower. Some houses later, they found it. Sebastian went first and when he finished, it was P.'s time. So he came into bathroom, prepared for bath, went into bathtub. He turned on the hot water tap and it... shot. Hot wated started to stream at floor. P. tried to do something, but he can't, so he dressed trousers and T-shirt and run to say, what is happening. Reaction of hosts was... unusual. They didn't want them to pay anything and said that one house later is old lady, who can host some pilgrims. So they went there and it turned out that it's true. So apart from sad adventure, they had two beds to sleep, instead of floor and cobwebs. One year ago, we couldn't see whole church in Lututów, because of renovation (wind destroyed a wall of this temple). The biggest impression here make frescoes behind the altar, which present scenes of life of St. Paul and St. Peter. They are described with quotes from Bibel, so it's easy to say, what they're showing. In this church was adoration with penitential celebration led by priest Marcin Kulczyski. After it, we had opportunity to confess. When we did it, we went to our accomodations.

Dzień 9
9th day

Kolejny dzień rozpoczęty wcześnie rano, ale do Częstochowy coraz bliżej, więc mimo tego, że wolelibyśmy trochę pospać to wstajemy i idziemy dalej. Pierwsze dwa etapy upłynęły nam bardzo szybko. Jednak trzeci, do Wielunia trwał aż 10km - oczywiście wg oficjalnych rozpisek, którym nie można wierzyć. Minął nam jednak względnie szybko, gdyż gościł w naszej grupie ksiądz przewodnik grupy z Inowrocławia. Wygłosił on konferencję o zmartwychwstaniu. Dowiedzieliśmy się też od niego kilku ciekawych rzeczy o grupie czerwono-żółtej. Między innymi tego, że to jedyna grupa - obóz wędrowny. Z tym, że to bardziej obóz koncentracyjny. Jako, że bezpośrednio przed nami szła jego grupa i idąc naszym tempem, zbyt się do nich zbliżaliśmy to pouczał nas, abyśmy trochę zwolnili. Stwierdził, że u niego idą 60-latkowie i idą jak burza, ale burza na ich własne możliwości. Oprócz żartów, usłyszeliśmy także słowa, które potrafią się wryć w pamięć. Ksiądz Hubert stwierdził, że w zmartwychwstanie wierzyło tylu wielkich ludzi, a on taki - cytując - kundel miałby nie wierzyć? W swoim rozważaniu wymienił między innymi takie nazwiska jak Karol Wielki, Otton III, Bolesław Chrobry, Mozart, Chopin, Mickiewicz, Norwid, Jan Paweł II, Benedykt XVI czy papież Franciszek. Znalezienie się między takimi znakomitościami naprawdę może pomóc człowiekowi w przezwyciężeniu wątpliwości. Tym, co pierwsze rzuciło nam się w oczy po wkroczeniu do Wielunia to wielki drogowskaz z napisem Częstochowa. Pierwszy na naszej trasie znak, że jesteśmy już blisko. W Wieluniu mieliśmy okazję zobaczyć Sanktuarium Nawiedzenia NMP, w którym znajduje się obraz Matki Bożej Pocieszenia z 1640 roku. Jest to znane w Polsce miejsce kultu i pielgrzymek. Od 1964 roku odnotowano w parafii 8 świadectw o łaskach i uzdrowieniach. Na jego ścianach możemy odnaleźć wota ofiarowane przez pielgrzymów. Na obiad była zupa jarzynowa, jednak P. zamiast jeść, wolał spać. Natomiast W. w trakcie tego postoju spotkała się z byłą koleżanką z klasy – Emilką. Ten dzień był wyjątkowo upalny. Niebo było czyste i błękitne. Dlatego, gdy pojawiła się na nim mała, puchata chmurka żartowaliśmy, że zaraz spadnie z niej duży deszcz. Gdy doszliśmy do Wierzchlasu czekał tam na nas 20-minutowy postój, z którego pochodzi nasze pocztówkowe zdjęcie z pozdrowieniami. W czasie ostatniego etapu ks. Mariusz postanowił nam pokazać, że i on może zostać tubiarzem. Ten odcinek trwał tylko koło 3km, ale zaangażowanie w gonieniu innych z tubą (szczególnie Julii), żeby przyłożyć im ją do ucha, robiło na nas wrażenie i dodawało sił, aby iść dalej. 3km mijają bardzo szybko, więc zanim się obejrzeliśmy doszliśmy do remizy w Kraszkowicach, z której poleciała na grupę woda z węża strażackiego. Razem ze Stachem, Filipem, Zuzią, Kacprem i Julką zebraliśmy szybko rzeczy i udaliśmy się na nasz nocleg do rodziny W., gdzie dostaliśmy kotlety, co niezmiernie ucieszyło Julkę, bo na pielgrzymce można o nich zazwyczaj tylko pomarzyć. Przed 21 udaliśmy się do pobliskiego kościoła na apel prowadzony przez grupę błękitno-żółto-zieloną. Odmówiliśmy kompletę, zaśpiewaliśmy nieszpory i wróciliśmy na nasz nocleg. Dla nas trwał trochę za krótko.
Next day started early, but to Częstochowa is nearer and nearer, so apart from this that we would like to sleep more, we get up and go further. First two stages passed quickly, but third to Wieluń, had 10km - offically, so probably more. But it passed quite quickly, because of priest from group from Inowrocław. He said about resurection. We got to know something about his group - red-yellow. Inter alia this, that it'a the only one group, which is more camping trip. We went behind them, so he teached us, that we have to slow down. He claimed, that there are people, who have 60 years and they go as a storm, but storm in their own abilities. Apart from these jokes, we heard also words, which are worth to remember. Priest Hubert said, that so great people believed in resurection, so this - quoting - mongrel as him couldn't believe? He said about Charlemagne, Otto III, Bolesław Chrobry, Mozart, Chopin, Mickiewicz, Norwid, John Paul II, Benedict XVI or Pope Francis. Being between these tycoons can really help with overcoming your doubts. This, what we saw in Wieluń was a big sign "Częstchowa". First on our road and it said us, that we're really close. In Wieluń we could see sanctuary dedicated to BVM, in which is painting of Mary Comforter from 1640. It's a famous in Poland place of cult and pilgrimages. 8 curing were reported in 1964. On the walls we can see votives, which were given by the faithful. On dinner, we had vegetable soup, but P. decided to sleep, apart from eating. W. met her former classfriend - Emilka. It was really heat day. Heaven was clear and blue. That's why, when we saw one cloud, we were kidding that it would be rain. When we arrived to Wierzchlas, we hed there 20-minutes top, from which comes from our photo with greetings. On the last stage, our priest decided to take tube. It lasted only 3km, but his engagement in runing to another (especially to Julia) and applying it to our ears was impresive and gave us strengh. 3km passed really quickly, so 30minutes later w ere in Kraszkowice, where is fire-station, from which flew water from a fire hose. We, Stanisław, Filip, Zuzia, Kacper and Julka took our luggage and went to family of W. and Stanisław, where we slept. We got also chops, what made Julka really happy, because we could only dream about it. About 21, we went to church to "Apel Jasnogórski", which was led by azure-yellow-green group. We declined Compline, sang vespers and came back to house. For us, it was a little bit too short.

Dzień 10
10th day

Dziesiąty dzień naszego pielgrzymowania zaczęliśmy o godzinie 6 od Mszy św. w Kraszkowicach z kolorowymi grupami z Zagórowa, Mogilna i Inowrocławia oraz promienistą z Powidza. Po niej wróciliśmy po jednodniowej przerwie do naszej akcji rozdawania pocztówek. A, że czasu zostało mało, a grup cztery to o pomoc poprosiliśmy parę z grupy błękito-żółto-zielonej i pielgrzyma z grupy czerwono-żółtej. Niestety nikt z nich nie zrobił sobie z nami zdjęcia, bo rozładował nam się aparat... Pierwszy etap zaprowadził nas do Krzeczowa, gdzie była stacja benzynowa. W. miała wątpliwości, czy kupić hot-doga, bo nie mogła już patrzeć na kanapki z dżemem, ale jak zobaczyła, że kierownik pielgrzymki go zamawia to ulżyło jej i też to zrobiła. Następny etap prowadził nas do Działoszyna i wg rozpiski miał trwać 7 km. ale wychodzi na to, że miał około 12. Gdy dotarliśmy do postoju swoje pierwsze kroki wykonaliśmy do miejscowego kościoła. Pierwsza informacja o parafii pochodzi z 1411 roku, jednak historycy uważają, że istnieje ona już od XIV wieku. Ze względu na reformację około 1570 r. został zamieniony na kalwiński zbór, jednak w 1611 roku został zwrócony katolikom. Tragicznymi dla kościoła okazały się obie wojny światowe ze względu na bombardowanie i ostrzeliwanie miasta. Spłonęła między innymi plebania z cennymi archiwaliami. Jest to budowla późnobarokowa. Jej wnętrze zdobi pięć ołtarzy, które przedstawiają: Znalezienie Krzyża Świętego, Najświętsze Serce Maryi, Marię Magdaleną, św. Antoniego i Matkę Boską Częstochowską. Znajduje się tu także 18-wieczna ambona. W zewnętrznej ścianie wmurowana jest tablica upamiętniająca 30 Poleską Dywizję Piechoty. Na placu przed kościołem już czekali na nas ludzie z domu seniora „Srebrna Nić” i inni, który przyjechali na jutrzejsze powitanie pielgrzymów w Częstochowie. Przywieźli ze sobą pysze drożdżówki i wodę. Na następny etap została utworzona 13 grupa - Grupa Czarna, w której szli księża. My na tym odcinku szliśmy z Panem Jezusem pod postacią najświętszego sakramentu. Nasi księża wymieniali się w niesieniu Chrystusa, aby obaj mogli iść po połowie etapu w tej ostatniej grupie. Na postoju czekał na nas obiad w postaci zupy grzybowej, ale to co było naprawdę niesamowite to niebo - chmury ułożyły sie tak, że wyglądały jak szczyty górskie lub Karpatka widziana od spodu. Miły akcent zapewnila wszystkim grupa z Zagórowa, która na postój weszła tanecznym krokiem poloneza. Następne etapy poprowadziły nas przez Miedźno, gdzie mieliśmy postój przy torach kolejowych, potem przez Miedzno, gdzie czekał nas krótki postój przy kościele, do Łobodna, gdzie cała grupa fioletowa spała w remizie strażackiej. Tego dnia przeszliśmy najwięcej ze wszystkich - nieoficjalnie około 50km i podobno pobiliśmy tym rekord grup kolorowych w długości trasy jednej doby. Gdy dotarlismy to Łobodna i gdy nasze stopy skończyły strajk dotyczący używania ich, poszliśmy szukać kąpieli. Nie szło nam zbyt dobrze. Ludzie udawali, że nie ma ich w domu, wymawiali się żniwami, gośćmi lub małymi dziećmi, a w skrajnych przypadkach szczuli psami. W. była załamana i zdesperowana na tyle, że chciała wracać do remizy i myć się w zlewie. Myślała z wyrzutami, że to złe, że przeszła 50km w brudzie i upale na chwałę Pana i to w pewnym celu i jeszcze nie mieć się gdzie umyć. W tym momencie wyszedł P. oznajmiając, że znalazł im kąpiel, a ona pomyślała tylko „Panie Boże, jesteś wielki. Przepraszam, że zwątpiłam.”. Po apelu, na który się trochę spóźniliśmy (mycie i herbatka nas ciut za bardzo zaabsorbowały), wróciliśmy do remizy. Tam odbył się chrzest tych uczestników pielgrzymki, którzy szli po raz pierwsi. Każdy miał wypić tajemniczy napój, którego składu nie wolno nam zdradzić, pokazać wylosowane hasło jako kalambur, zaśpiewać piosenkę/zatańczyć/opowiedzieć kawał, a na sam koniec zostać oznaczonym fioletem. Było wiele śmiechu, radości i zabawy, a największe uznanie zdobył dowcip kleryka Wiktora "Bardzo podobały nam się kawały księdza przewodnika" i taniec Szymona. Na koniec dnia usłyszeliśmy, że ze względu na to, że przeszliśmy 5km dalej niż inni to jutro wstajemy o 7, co nas niezmiernie ucieszyło :)
Our 10th day of pilgrimage began at 6 a.m. with mess in Kraszkowice with groups from Zagórów, Mogilno, Inowrocław and Powidz. After it, we came back to our leaflet action and asked for help a couple grom azure-yellow-green group and pilgrim from red-yellow group. Unfortunetly, we haven't photos with them, because our camera was discharged. First stage led us to Krzeczów, where was a gas station. W. had doubts, if she chould buy hot-dog, but when she saw head of pilgrimage, who did it, she bought it, because she couldn't look at sandwiches with jam. Next stage led us to Działoszyn and officially had 7km. But it had 12. When we finally arrived, we went to church. First information about it comes from 1411, but historians think, that it is from 14th century. Because of the Reformation, in 1570 this temple was changed to Calvinist church, but in 1611 is again Catholic. Tragic for this temple were World War I and WWII due to bombing and shelling the city. Parish house burnt with archives. It's Late Baroque building. In interior is 5 altars, which presents: Finding of the Holy Cross, Sacred Heart of Mary, Mary Magdalene, St. Anthony and Our Lady of Czestochowa. There is also 18th-century pulpit. In wall is plaque, which commemorates 30 Poleska Infantry Division. In front of church people from nursing home "Srebrna Nić" were waiting for you. They came to welcome pilgrims tomorrow in Częstochowa. They gave us danishes and water. In next stage, we had 13th group - black group, where were priests. On this stage we went with Jesus as Blessed sacrament. Our priest changed in the half of this track, thanks to it, both of them could go in black group. On next stop, we can dinner - mushroom soup, but more amazing was sky - clouds were so incredible that they seem to look like mountains. Group from Zagórów went to this break with step of polonaise. Next stages led us through Miedźno, where we had break nearby railroad, Miedzno, where we had short stop near church to Łobodno, where whole group slept in fire-station. This day, we went 50km, what was record of colorful groups. When we arrived to Łobodno and our feet allowed us to stand up, we looked for a shower. We had problem. People pretended that they aren't at home, said that they have harvest, children or chased us away with dogs. W. was so breakdown and desperated, so she said that she would come back and bath in sink. She thought, that it's so unfair, that she went 50 km, dirty and in heat and she can't anywhere bath. In this moment, P. came out and said, that they can bath in this house. She thought "My God, you're great. I'm sorry, that i doubt". After "Apel Jasnogórski", where we were a little bit late through bath and tea, we came back to fire-station. There was a baptism of these participantes, who went first time. Whey had to drink mysterious drink, show pun, sing/dance/tell a joke and finally, they were markey with violet. There was really funny, we had fun and enjoyed it and the best was joke, said by Wiktor "We enjoyed jokes by our priest" and Szymon's dance. At the end of this long day, we heard, that we went 5km more than another, so tomorrow we're waking up at 7 a.m., what was a really great news :)


Dzień 11
11th day

Nie dane było nam zaznać szczęścia spania do 7. Niektórzy poustawiali sobie budziki na godzinę 5.40 a gdy poranna krzątanina i ploteczki rozniosły się echem po całej sali, obudzili się wszyscy. I mimo że spać można było do 7, o 6.30 cała grupa była na nogach. Pierwszy etap tego dnia był bardzo krótki i trwał tylko około 3 km. Zbieraliśmy żniwa tego, że dzień wcześniej poszliśmy tak daleko :) Po raz pierwszy zobaczyliśmy z oddali Jasną Górę, a przerwa czekała na nas w Kamyku. Pani Postojowa powiedziała nam słowa, które nas niesamowicie ucieszyły. „Tego dnia nie będzie postojów rotacyjnych”. Wszystkim pojawiły się uśmiechy na twarzy i rozległy się oklaski. Z tablicy dowiedzieliśmy się, dlaczego w ogóle ta miejscowość nazywa się Kamyk, co warto przytoczyć "Pewien właściciel ziemski, mieszkający w okolicy, często objeżdżał na koniu swą posiadłość. Strudzony przysiadał na kamieniu, na którym posilał się, a czasem i ucinał drzemkę, po powrocie do domu pytano go, gdzie był. Odpowiadał, że na kamyku". I to by było na tyle. Dla zainteresowanych podano też współrzędne geograficzne owego kamyka. A to dość duży kamień był. Czas na odpoczynek się skończył i wyruszamy dalej. Tym razem już do Częstochowy. Etap ma prawie 10km, ale idziemy już z rozpędu, bo jesteśmy bardzo blisko. I jest! Znak Częstochowa. Mamy krótką chwilę na zrobienie sobie pamiątkowego zdjęcia, bo trzeba ruszać dalej. Następny postój odbył się na tak zwanej Górce Przeprośnej, na której wszyscy pielgrzymi danej grupy dziękują sobie za wspólnie spędzony czas i przepraszają za to, co nas wzajemnie uraziło. Chwile wzruszające, pokazujące jak bardzo się ze sobą zżyliśmy. My chcielibyśmy wykorzystać opis tej sytuacji, aby także i w naszej notce podziękować. Wszystkim, którzy dbali o to by było bezpiecznie i czysto, czyli służbie trasy, postojowym i sanepidowi, a także tym, którzy dbali o relacjonowanie na bieżąco naszej pielgrzymki, czyli grupie medialnej. Wszystkim księżom i siostrom zakonnym którzy dbali o nasz rozwój duchowy, ale także tym który dbali o to by i fizycznie wszystko było w porządku, czyli grupom medycznym. I przede wszystkim pielgrzymom. Każdemu z osobna i wszystkim razem. Niezależnie od tego, czy przeszliście tylko kilka etapów czy wszystkie, czy miewaliście chwile zwątpienia, czy marudziliście, czy szliście z uśmiechem na ustach to podjęliście trud pielgrzymowania i udało wam się dotrzeć i właśnie dlatego jesteście niesamowici. Szczególne podziękowania dla grupy fioletowej. Nie dlatego, że "jesteśmy najlepsi". Nikt nie jest. Wszystkie grupy są równie wielkie. Ale dlatego, że przez te kilkanaście dni czuliśmy się z Wami, jak z rodziną. Z rodziną, z którą czasem się pokłóci. Czasem się powie coś bezmyślnego. Czasem kogoś urazi. Jak to w rodzinie bywa. Ale niezależnie od wszystkich nieporozumień, szliśmy razem i mogliśmy na siebie nawzajem przez całą drogę liczyć. Dzięki Wam za to. Jesteście wielcy i kochani. Najbardziej dziękujemy jednak Jemu, za to, że dał nam siły. Podziękowania czas skończyć, gdyż trzeba jeszcze dojść na Jasną Górę, a do tego potrzebujemy przejść około 6km. Najpierw jednak łapiemy Martę z grupy biało-czarnej i prosimy o rozdanie naszych wizytówek. Godzi się bez problemu. Pozostał tylko Zagórów. Zauważamy trzy dziewczyny, które szły jeden etap z naszą grupą. Podchodzimy, prosimy, one się zgadzają. Mamy szczęście, na 11 grup, za każdym razem pierwsza zapytana osoba zgodziła się nam pomóc. Pielgrzymka to niesamowici ludzie. Wykorzystujemy ostatnie chwile na zrobienie sobie wspólnych zdjęć ze znajomymi ze złotej i Igą z Rogoźna. Tym razem nie odmawiają. Czas się kończy, wyruszamy więc za Filipem, który został wyznaczony do znaku. Zauważamy Jasną Górę, jednak nauczeni zeszłorocznym doświadczeniem, wiemy, że to jeszcze nie koniec, że pozostało jeszcze kilka kilometrów. Jesteśmy już coraz bliżej. Idziemy lekko, jakby to był dopiero pierwszy etap naszej pielgrzymki. Wchodzimy na aleje ze śpiewem na ustach. Ludzie się do nas uśmiechają, klaszczą. Pozostało kilka metrów. Wita nas Srebrna Nić z fioletowymi kwiatami. Kładziemy się krzyżem, a ten widok wywołuje w nas wszystkich wzruszenie:
We couldn't sleep to 7 a.m.:( Some people had their alarm clocks set on 5:40. And when rumors and preparing began, everyone was awaked. So we could sleep to 7, but we stand up at 6:30. First stage was really short and had only 3km. We took the toll of this, that yesterday we went so much. WE saw first time Jasna Góra and we had stop in Kamyk. Mrs. Stop said us something really nice. "There will be rotating stops". We smiled and claped our hands. We found out, why this city name is Kamyk. "A landowner who lived in the area, often on horseback rode around his property. Weary he sat on a stone, which is posilał and sometimes ucinał nap after returning home he was asked where he was. He answered that on the stone". And this is it :) Break was over, so we went further. To Częstochowa! This stage has 10km, but we're really close. And here it is. Road sign "Częstochowa"! We had really short break to take photo and we go further. Next stop is on the Hill of Apology, where we thank each other for pilgrimage and apologize for every sad moments. It's really moving and shows us, how we liked each other. We would like to use description of this place to hank. Everyone, who took care about safety and clearness - route service, sanel and Mrs. Stop. And people from Media group, which reported our pilgrimage. Also people, who take care of body (medical group) and them, who take care of spirit (priests and nuns). And we would like to thank pilgrims. Regardless of this, if you went everything or not, if you were doubtful or not, if you were smiling ot suffering, you're great! Especially, we thank violet group. We aren't the best. Noone is. Everyone is great. But through these days, we felt like in family. In family, when we sometimes arguing. Sometimes say something bad. Sometimes we offend someone. Like it is in family. But regardless of every bad moments, we walked together and could count on ourselves. You're great and lovable. We thank also God for strengh to go. So it's the end of thanks, because we have to go, but before it happen, we give Marta from white-black group and girls from green group our leaflets. We're lucky. Through 11 days, 11 groups helped us. And every time, the first person, who we asked for it, this person said "yes". Pilgrims are incredible people. We use last moments to take photos with friends from golden group and with Iga from white-yellow group. This time, they agree. Time is over, so we go behind Filip, who carry a sign. We see Jasna Góra, but we know, that it isn't over. We've got some kilometers more. We're so close. We walk as it were first stage. We're coming on avenue with singing. People are smiling, claping their hands. There is only some meters. Srebrna Nić welcome us with violet flowers. We put up the cross, and this sight evokes emotion in all of us:

Dotarliśmy!
We arrived!
Z pozdrowieniami z pielgrzymki - W. i P. :)
Greetings from pilgrimage - W. and P. :)



5 komentarzy:

  1. Świetna relacja, czytając ją przeniosłam się z powrotem na pielgrzymi szlak. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zatrzymałam się na sercu kurczaka.
    I nie wiem czy czuję się na siłach, żeby kontynuować czytanie tej pocztówki!

    :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego wkleiliśmy tyle zdjęć :P Jak ktoś nie a sił czytać, niech chociaż zobaczy :)

      Usuń
    2. Nie, nie, spokojnie, długość tekstu nie jest problemem - oczekiwałam przecież tego wpisu.
      Obszerny, ale ciekawy punkt widzenia. Tak chyba z tymi pielgrzymkowymi wrażeniami już jest, że chce się je poznawać. :)
      Tylko ten kurczak, jej.
      Napisałabym bordowe słowo, które często towarzyszyło nam w Rzymie.
      Ale nie napiszę.
      Bo to jednak tylko kurczak.
      Powodzenia przy następnych tekstach :)

      Usuń
  3. Przeczytałam z zainteresowaniem, jako że w tym roku także byłam na takiej pielgrzymce. Z zupełnie innej strony szłam, ale z tego co widzę, to kawałek trasy się pokrył. Fajnie tak przeczytać wrażenia kogoś innego z podobnej drogi.

    OdpowiedzUsuń